Mayday - recenzja
2020-01-16 12:49:23Przeniesienie znakomitej sztuki teatralnej na duży ekran często wiąże się z ryzykiem. Oprócz tak znakomitych adaptacji, jak "Arszenik i stare koronki" w reżyserii Franka Capry, czy "Hamlet" Grigorija Kozincewa mamy chociażby "Śluby panieńskie" Filipa Bajona, które nie potrafiły oddać ducha fredrowskiego oryginału. Do której grupy można zaliczyć "Mayday" Sama Akiny? Przeczytaj recenzję filmu!
Najnowszy film scenarzysty trzech części "Planety Singli" oparty jest na słynnej farsie "Run for Your Wife" Raya Cooneya. W Polsce sztuka znana jest lepiej pod tytułem "Mayday". Od wielu lat tytuł ten cieszy się wielkim powodzeniem. Sam Akina postawił sobie zatem poprzeczkę bardzo wysoko, ponieważ musiał się zmierzyć z bardzo popularnym i lubianym tytułem.
Podobnie, jak w oryginale Cooneya, głównym bohaterem filmu jest taksówkarz-bigamista lawirujący pomiędzy dwiema żonami. Niespodziewany wypadek sprawia, że tajemnica może się wydać. Ponadto bohater wraz z przyjacielem przypadkowo wplątują się w intrygę kryminalną. Sam Akina postanawia jednak dodać trochę autorskich pomysłów, które sprawiłyby, że mielibyśmy do czynienia z pełnoprawnym dziełem kinowym, a nie czymś w rodzaju teatru telewizji.
Nawet osoby, które nie widziały sztuki "Mayday" w teatrze mogą dość łatwo się domyślić, które fragmenty zostały dopisane przez twórców filmu, a które są bardziej zbliżone do oryginału. Świadczy to o tym, że finalny produkt, jakim jest obraz Sama Akiny to dzieło nierówne i niespójne. Aktorzy dwoją się i troją na ekranie, ale materiał, który dostają nie daje im zazwyczaj szans na pokazanie aktorskich umiejętności. Najbardziej szkoda Andrzeja Grabowskiego grającego policjanta, prowadzącego śledztwo w sprawie głównego bohatera. Wątek sympatycznego funkcjonariusza wydaje się średnio dopracowany. Widz może odnieść wrażenie, że twórcy nie wiedzieli, w jaki sposób poprowadzić tę postać. Mimo starań aktora wydaje się ona doklejona z jakiegoś innego filmu.
Do obsady nie można mieć większych zastrzeżeń. W roli taksówkarza Jana Kowalskiego występuje Piotr Adamczyk. Łatwo zauważyć, że wielką frajdę sprawia mu wcielanie się w tę postać. Widać chemię między nim a Adamem Woronowiczem, który dostał chyba najciekawszy materiał do zagrania. Oprócz paru żenujących scen, jak chociażby ta, w której panowie udają homoseksualną parę, najwięcej naprawdę zabawnych momentów zawdzięczamy właśnie temu duetowi.
"Mayday" niestety w dużym stopniu odbiega od teatralnego pierwowzoru. Dopisane żarty w większości przypadków nie zdają egzaminu. Mimo to w drugiej połowie filmu można się momentami naprawdę dobrze bawić. Obraz Sama Akiny nie jest z pewnością najgorszą rzeczą, która spotkała polskie kino w ostatnich latach. Jeśli jednak naprawdę chcecie pójść na świetną komedię, polecam wybrać się na "Mayday" do teatru.
Kacper Jasztal
Mayday, reż. Sam Akina, prod. Polska, czas trwania 113 min., dystr. Kino Świat, polska premiera 10 stycznia 2020
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
Przeczytaj także inne recenzje filmów z Piotrem Adamczykiem:
Całe szczęście - recenzja wydania DVD>>
Dywizjon 303. Historia prawdziwa - recenzja>>
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej - recenzja>>
Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć - recenzja>>
fot. materiały prasowe