Sługi wojny - recenzja
2019-08-23 11:08:53"Sługi wojny" to nowy film Mariusza Gawrysia. Twórca ponownie osadza akcję we Wrocławiu i tak jak w "Sługach bożych" z 2016 roku, sprawia, że głównego bohatera, który jest twardym gliną, trudno polubić, a kryminalne śledztwo z rutynowej sprawy przeradza się w wielki spisek. Jak w tym wszystkim odnajdzie się grany przez Piotra Stramowskiego - Komisarz Samborski i czy warto zobaczyć ten film? Przeczytajcie recenzję!
Zacznijmy od pozytywów, bo tych będzie niewiele. Wrocław jako miejsce akcji sprawdza się świetnie, a związany z miastem reżyser wie, gdzie i jak pokazać dane sceny, by miejscówki robiły wrażenie, a film stał się reklamą dla stolicy Dolnego Śląska. Nie najgorzej zaprezentowano sceny akcji, choć niestety jest ich ledwie kilka w całym filmie. Piotr Stramowski znakomicie czuje się, kiedy może pobiegać za bandytami z bronią w ręku i widać to zwłaszcza w scenie pościgu na dachu jednej z kamienic, gdzie aktor samodzielnie wykonywał wszystkie zadania bez pomocy kaskaderów. Dobrze zrealizowano też finał ze strzelaniną i gonitwą wśród kontenerów.
Do wad tej produkcji możemy natomiast zaliczyć całą resztę. Fabularnie jest bardzo źle, bo mimo szczerych chęci, opowieść nie była w stanie nas zainteresować, a to głównie przyczyna kiepskiego tempa oraz wyjątkowo sztampowych i nieciekawych postaci. Nasz Komisarz Samborski to typowy twardziel, którego nie da się niczym wzruszyć. Jest równie przystojny co gburowaty a kiedy nie biega za bandytami, gra w goglach VR i uprawia seks ze swoją "dziewczyną".
Filmowa Marta (Maria Kania) to kompletnie niekobieca, też wyprana z emocji partnerka z pracy głównego bohatera, która miała chyba z kim kontrastować, ale to kompletnie nie "zagrało", a temat ich ukrywania się ze związkiem przed przełożonymi nie jest w stanie nas zainteresować, skoro nie kibicujemy ich szczęściu, patrząc jak nie potrafią komunikować się ani w pracy, ani w łóżku.
Ciekawy temat bioterroryzmu, spisków i nielegalnych interesów z udziałem wysoko postawionych osób został całkowicie zmarnowany, a śledztwo wlecze się od trupa do trupa, niczym nie zaskakując po drodze. Twórcy próbowali przemycić nam trochę kulis pracy śledczych, ale sprowadziło się to jedynie do kilku wizyt w kostnicy, klikaniu w bazie danych oraz okropnej scenie przesłuchania kobiety, będącej świadkiem w sprawie. Nasz bohater robi tu z siebie idiotę i chyba nikt nie da wiary, że ktokolwiek mógłby w taki sposób rozmawiać z osobą dobrowolnie zeznającą. Ktoś bardzo chciał pokazać Samborskiego jako gościa działającego na granicy prawa, ale twórcy zaprzepaścili to popadając w kolejne banały i klisze.
"Sługi wojny" to nudne kino, niczym nieangażujące i sprawiające wrażenie zrobionego od niechcenia, na autopilocie, złożonego z elementów, które były już dziesiątki razy po prostu zrobione o niebo lepiej, by nie szukać daleko - w takich "Sługach bożych" fabuła potrafiła wywołać jakieś emocje. Tu nie.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
Przeczytaj takze: Piotr Stramowski: Nie korzystam z dublerów [Wywiad] >>
Zobacz: Twórcy filmu na premierze we Wrocławiu >>
fot. Robert Pałka / materiały prasowe Kino Świat