Godzilla i Kong: Nowe imperium - recenzja
2024-03-29 18:21:55UWAGA: Recenzja filmu zdradza niektóre ważne elementy fabuły.
Król potworów ma się dobrze jak nigdy dotąd! Oceniając widowisko „Godzilla vs. Kong” chwaliliśmy epickie walki tytanów, a potem przecież Oscara za efekty specjalne zgarnęła japońska produkcja „Godzilla Minus One”. Natomiast 29 marca 2024 roku do polskich kin wszedł film „Godzilla i Kong: Nowe imperium”, którym Adam Wingard przebił wszystko, co zachwycało nas wcześniej! Jego dzieło to już chyba szczyt tego, co tytułowe stwory mogą mieć nam do zaoferowania na dużym ekranie.
„Godzilla i Kong: Nowe imperium” prawie bezpośrednio kontynuuje wydarzenia z filmu z 2021 roku, eksplorując niezbadane tereny odwróconej Ziemi, do której trzeba przenosić się poprzez specjalne portale. Jeśli poprzednio było to dla was już zbyt przesadzone science fiction jak na opowieść o Godzilli i Kongu, to teraz musicie nastawić się na więcej tego samego. Znacznie więcej, bo twórcy poszli z kreacją opowieści nie niemal na skraj absurdu – na szczęście nigdy do niego nie docierając.
Fabuła jest wewnętrznie spójna i choć nie jest ona jakoś szczególnie skomplikowana, to nie jest też głupia ani żenująca. Najważniejszą zaletą zaproponowanej historii jest koncentracja akcji na tytułowych tytanach, a tzw. „wątek ludzki” dopchano niemal na siłę, aby kilka znanych gwiazd mogło dodatkowo przyciągnąć widzów do kin. Dodatkowo, bo przecież taki tytuł wybiera się, aby zobaczyć jak tłuką się wielkie potwory. I to w tym filmie zobaczycie!
Opowieść poprzez montaż równoległy śledzi Godzillę i Konga, zajętych swoimi sprawami. Ta pierwsza grasuje po Europie i pokonuje pomniejszych przeciwników, aby wzmocnić swoją dominującą pozycję, przy okazji ratując miasta i niszcząc je (brak zgrabności!), a przy tym ewidentnie ma swoje ukryte cele, jak można przypuszczać, spowodowane aktywnością w świecie Konga. Ten nadal pragnie odszukać plemię podobnych mu istot, ale gdy to się udaje – wikła się w konflikt o władzę z wredną, rudą małpą. Tak oto poznajemy antagonistę, któremu „lokalsi” przypisali niezłą legendę, a w skrócie to po prostu taki zły King Kong z własną Godzillą w roli tresowanego zwierzaka.
Oczywiście wszystko nakierowane jest w stronę finałowej walki 2:2, której rozmachu nie da się opisać słowami i absolutnie polecamy zobaczyć to wszystko na możliwie największym ekranie, ale bardzo miłą niespodzianką są starcia potworów jeszcze wcześniej, bo w czasie seansu Godzilla i Kong walczą i ze sobą i z innymi przeciwnikami, także robiąc epicką rozwałkę na wielką skalę.
Adam Wingard znów świetnie radzi sobie z reżyserią, nie oszczędzając na efektach specjalnych. Pokazuje bitki w szerokich planach, aby widzowie dobrze obejrzeli sobie kto, kogo i jak leje po paszczy. Jeśli zatem szukacie naprawdę solidnej rozrywki, bez zastanawiania się, czy to wszystko ma jakiś sens i logiczne uzasadnienie, to „Godzilla i Kong: Nowe imperium” wjedzie wam jak złoto. Obiecujemy!
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Multikinie Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe