Beckett - recenzja
2021-08-18 13:42:44Od 13 sierpnia 2021 roku na platformie Netflix można obejrzeć film akcji z Johnem Davidem Washingtonem w roli głównej. Produkcja reżyserii Ferdinanda Cito Filomarino to opowieść w paranoidalnym klimacie, traktująca o turyście przypadkowo uwikłanym w spisek polityczny. Czy warto się nad nią pochylić? Przeczytajcie recenzję filmu.
Wyjechali na wakacje
Cała przygoda rozpoczyna się, gdy małżeństwo grane przez Johna Davida Washingtona i Alicię Vikander w ostatniej chwili zmienia wakacyjne plany. Mieli zwiedzać Ateny, ale w związku z politycznymi sporami i zaplanowanymi głośnymi protestami pod ich pierwotnie wybranym hotelem, postanowili wybrać się w spokojniejsze miejsce – poznać Grecję od zupełnie innej strony.
Ta część filmu spełnia swoją rolę – buduje ciekawość, stara się zobrazować relacje łącząca bohaterów, a jednocześnie zasiewa odrobinę niepokoju. Zwłaszcza po przez sposób obrazowania otoczenia. Widz poznaje Grecję jako surowe, drapieżne wręcz miejsce, które zamieszkują zdystansowani, oschli ludzie. Coś zupełnie innego od jaskrawych pocztówek obrazujących lazurowe wybrzeża i śliczne białe domki z niebieskimi dachami.
Odbiorca zasiadający do seansu, który od początku nastawiony jest na zobaczenie filmu akcji, może być zawiedziony spokojnym, nudnawym wprowadzeniem. Może gdyby pierwsze sekwencje mówiły o bohaterach coś więcej niż „ona lubi sprośne historie, a on nie najlepiej radzi sobie z interakcjami międzyludzkimi”, to oglądałoby się przyjemniej.
Ona zmarła, a on wplątał się w spisek
Dalej film odrobinę się rozkręca, choć wciąż w ślimaczym tempie. Tytułowy bohater zasypia za kierownicą, dochodzi do wypadku, w którym umiera jego żona. To jednak dopiero początek problemów. Niczego nieświadomy Beckett, przeżywający utratę ukochanej, zadręczany wyrzutami sumienia, przypadkiem wplątuje się w polityczną aferę. Trzeba przyznać, że akurat przeżywanie nagłej i bardzo bolesnej straty zostało bardzo dobrze ograne przez Washingtona.
Nieszczęsna kraksa wywołuje łańcuch przypadkowych, absurdalnych wręcz zdarzeń. W całym tym zamieszaniu Beckett, uciekając nie wiadomo przed kim, próbuje dostać się do ambasady w Atenach. Jego kolejne decyzje wydają się coraz bardziej absurdalne, a odwaga i zdolności akrobatyczne z niewiadomych przyczyn wzrastają nieproporcjonalnie wraz z biegiem wydarzeń. Tak też bohater, który regularnie daje się pobić i postrzelić, nagle z niewiadomych przyczyn, skacze z ogromnej wysokości na rozpędzony samochód. Tymczasem widz nawet nie wie, czy ma za co lubić Becketta, o którym nie wie prawie nic.
Cała ta paranoja
„Beckett” bazuje na paranoidalnym klimacie. Każdy może być zamieszany w spisek, przypadkowy przechodzień może okazać się wrogiem. Nikomu nie można ufać, trzeba radzić sobie samemu. Tylko że widz spogląda na kolejne przedstawiane postacie dużo bardziej podejrzliwie niż główny bohater. Dlatego w przeciwieństwie do samego Becketta, oglądający z wyprzedzeniem i bez najmniejszego problemu odgadnie każdy zbliżający się zwrot akcji.
Tym lepiej wypada proste rozwiązanie całej sprawy na koniec. Można powiedzieć, że „Beckett” wyśmiewa rozdmuchane, wielkie, poważne spiski i afery przedstawiane w filmach akcji. Sam serwuje nam bardzo ludzką i wiarygodną odpowiedź na nadbudowywany przez cały seans problem. I to niestety chyba jedyny z mocniejszych atutów tego filmu.
Historia rozczarowuje, kolejne pościgi, strzelaniny i bójki irytują, bo możemy je bez problemu przewidzieć, a bohater zamiast zaskarbić sobie naszą sympatię, tylko podejmuje coraz to głupsze decyzje. Film może nie jest najgorszy, bo jednak da się przez niego przebrnąć bez większego bólu, ale też nie sprawia to większej przyjemności.
Ocena końcowa: 5/10
Polecamy także: The Kissing Booth 3 - recenzja
Oraz: Ostatni list od kochanka - recenzja
Marta Matuszewska
fot. materiały prasowe Netflix