Znachor - recenzja
2023-09-28 09:52:48Na platformie Netflix jest już film „Znachor” – nowa ekranizacja kultowej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pod tym samym tytułem. Tym razem to Leszek Lichota wcielił się w szanowanego, bardzo zdolnego chirurga z poczuciem misji, który w dramatycznych okolicznościach traci nie tylko pamięć, ale też całe dotychczasowe życie. 15 lat później, profesor Rafał Wilczur, zapomniany i biedny, przedstawiający się jako Antoni Kosiba, trafia do wioski, gdzie pełni rolę tytułowego znachora i nieoczekiwanie dostaje od losu drugą szansę. Pytanie tylko, czy człowiek, który sam już nie wie czego szuka, zdoła odnaleźć spokój i szczęście?
Jaki jest nowy "Znachor" na Netflix?
„Znachor” to kolejny polski projekt serwisu Netflix, tym razem sięgający bardzo ambitnie i odważnie, bo po klasyczne dzieło, zarówno literackie co filmowe. Oczywiście, nowa wersja nie ma szans dorównać filmowej adaptacji z 1981 roku, a widzowie, pamiętający kreację Jerzego Bińczyckiego albo wcale nie będą chcieli jej oglądać, albo wzruszą ramionami z poczuciem niepotrzebnego odnawiania „Znachora”.
Tymczasem, bez wchodzenia w zestawienie porównawcze, trzeba przyznać, że ekranizacja w reżyserii Michała Gazdy jest całkiem niezła. Poziom produkcyjny jest wysoki, zdjęcia naprawdę ładne, a folkowa muzyka wprowadza nas w klimat wsi. Problem jest tu jednak taki, że trudno określić choćby faktyczny czas akcji, bo „Znachor” z Netflix to trochę pomieszanie z poplątaniem. Zaprezentowana wieś jest mało wiarygodna, zauważalnie hermetyczna i sztuczna. Mowa bohaterów nie ma w sobie wiele z ówczesnej gwary, a idealne, asfaltowe drogi gryzą się z jeżdżącymi po nich końmi i samochodami z epoki.
Dobre momenty i kilka wpadek
Aktorstwo jest także nierówne. Leszek Lichota w głównej roli jest przekonujący i wiarygodny, ale nie jest to wybitna, wiekopomna kreacja. Zdecydowanie słabiej wypadają młodzi. Maria Kowalska wypada tu jak chaotyczna, niemająca pojęcia czego chce, postępująca irracjonalnie dziewczyna, a Ignacy Liss (z wyglądu polski Ezra Miller) to też charakterologiczne pomieszanie z poplątaniem, bohater z nagłą przemianą, w którą trudno uwierzyć. Anna Szymańczyk, Izabela Kuna czy Artur Barciś mają znikome role i nikt nie jest tu godny szczególnych pochwał.
Natomiast nowy „Znachor” bywa filmem naprawdę emocjonującym, chwytającym za gardło w najmniej oczekiwanych momentach. Jest tu kilka świetnych, klimatycznych scen, kiedy zapominamy o głupotach fabularnych (dlaczego główny bohater sam prosi się o więzienie? – nikt nie zbudował tego stanu postaci) i całkowicie oddajemy się ekranowym wydarzeniom.
Jednak i tutaj musimy doszukać się braku konsekwencji, bo tzw. mocne sceny często są związane z działalnością medyczną protagonisty i operacjami, jakie wykonuje. Oczywiście, że nie jest to „Ostry dyżur” czy „Doktor House”, ale brakuje jednak dłuższych scen operacji, większej ilości interwencji oraz faktycznego pokazania talentu profesora z amnezją. Ostatecznie Netflix ma „Znachora”, którego warto sprawdzić. Jakości jest tu wiele, ale nie uniknięto zauważalnych potknięć.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
Polecamy zobaczyć też: Leszek Lichota i inne gwiazdy na premierze filmu "Znachor" [FOTO]
fot. materiały prasowe Netflix