Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy - recenzja odcinków 1-2
2022-09-03 12:09:08Ta recenzja (podobnie jak wszystkie pozostałe) nie jest sponsorowana.
Recenzja jest pisana bez znajomości i porównań do książek J.R.R. Tolkiena.
2 września 2022 roku pojawiły się dwa pierwsze odcinki serialu „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”. Amazon nie był w stanie nabyć wszystkich praw do całej twórczości Tolkiena, więc twórcy posiłkowali się i inspirowali tym czym mogli, otwarcie dopisując własne wydarzenia i postacie w taki sposób, by uzyskać autorskie dzieło, osadzone jednak w kultowym świecie autora „Władcy Pierścieni”. To naprawdę niesamowite zjawisko, że ilość nienawiści z jaką ta produkcja spotkała się jeszcze przed premierą jest odwrotnie proporcjonalna do jakości tego co można zobaczyć w odcinkach 1-2.
Serial „Pierścienie Władzy” w każdym ujęciu pokazuje nam, ze astronomiczny budżet nie został zmarnowany. To nie jest serial, tylko nakręcone z epickim rozmachem widowisko fantasy, które pod względem technicznym nie ma się czego wstydzić, stając obok filmów Petera Jacksona. Zachwyca tu w zasadzie wszystko – od spektakularnych zdjęć nagradzanego, hiszpańskiego operatora Oscara Faury, poprzez przepiękną, monumentalną muzykę, mistrzowsko wykonane scenografię oraz kostiumy, aż po efekty specjalne, które stoją na kinowym poziomie i aż szkoda oglądać je w domu.
Warstwa audio-wizualna powala, ale pewnie dla większości widzów przy tym tytule najważniejsza będzie fabuła oraz bohaterowie. Tutaj już nie jest tak kolorowo, choć jeśli przypomnimy sobie ogrom hejtu w analizach zwiastunów domorosłych krytyków z sieci, to w sumie nie jest nawet tak źle. W centrum wydarzeń, rozgrywających się wiele lat przed „Drużyną Pierścienia”, jest młoda (nawet jak na przedstawicielkę rasy elfów) Galadriela – silna, zdeterminowana, dzielna i zadziorna wojowniczka, która za punkt honoru postawiła sobie kontynuowanie misji poległego brata, w celu odszukania i zgładzenia Saurona. Złoczyńca ten musi się gdzieś ukrywać po przegranej wojnie i w mroku szykować armię orków do ponownego ataku na Śródziemie.
Galadriela w swoim uporze, by iść do celu, którego nikt inny nie widzi jest wyjątkowo irytującą postacią, a aktorka ją grająca (Morfydd Clark) w trakcie dwóch pierwszych odcinków pokazała jedynie dwa wyrazy twarzy i śmiemy przypuszczać, że więcej ich nie posiada. Znacznie lepiej zaprezentowali się inni bohaterowie. Charyzmatyczny i godny dalszemu kibicowaniu jest Elrond (Robert Aramayo), a świetną prezencję i urok osobisty ma Arondir (Ismael Cruz Cordova). Potencjał ma także Nori (Markella Kavenagh), ale niestety częste skakanie między wątkami nie pozwala nam jeszcze jednoznacznie zapisać tych ról jako definitywną zaletę serialu.
Dwa odcinki to jeden wilki zarys późniejszych wydarzeń, kiedy prawdopodobnie wątki poszczególnych postaci jakoś się złączą. Wprowadzenie jest tu jednak oparte na dialogach i prezentacji różnych zakątków świata i zamieszkujących w nim ras, co odbywa się kosztem akcji. Odcinki 1-2 nieco się przez to dłużą i nie skupiają naszej uwagi, co jest sporą wadą, bo przecież początek wielkiej przygody powinien wgniatać nas w fotel, a nie sprawiać, że zastanawiamy się czy włączyć trzeci epizod za tydzień.
Być może dla znawców powieści Tolkiena sposób prezentacji postaci i logika ich postępowania jest taką obrazą ze strony Amazona, że nie dadzą tej produkcji szansy, ale dla tzw. postronnego widza początek „Pierścieni Władzy” jest wielce obiecujący. Takiego fantasy w telewizji brakowało od dawna i fajnie, że dostarczono nam je w formie, która dorasta do ekranizacji Jacksona. Oby tylko historia nabrała tempa, a postacie wpadły w tarapaty przykuwające uwagę.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe