Kamerdyner - recenzja
2018-09-27 09:24:32„Kamerdyner” to
nowa produkcja Filipa Bajona, polskiego reżysera i scenarzysty. Mimo niedawnej
premiery, zdążyła już osiągnąć sukces podczas 43. Festiwalu Polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni. Czy warto wybrać się do kina? Przeczytaj recenzję filmu!
Nowa produkcja Bajona od samego początku urzeka dbałością o detale. Kamera przesuwa się powoli, wraz z aktorem, dzięki czemu mamy wrażenie, że jesteśmy świadkami, a nawet uczestnikami wydarzeń. Budowanie nastroju za pomocą długich ujęć i precyzyjne malowanie obrazem towarzyszą widzowi do samego końca. Na szczególną uwagę zasługują kostiumy, które w polskich produkcjach często nie wypadają wiarygodnie. „Kamerdyner” wyróżnia się na ich tle i pokazuje, że polskie filmy również mogą być dopracowane pod tym względem.
Jeśli chodzi o fabułę filmu, można ją ująć w jednym zdaniu: „Kamerdyner” ukazuje niełatwe stosunki polsko-niemiecko-kaszubskie na tle wydarzeń historycznych na przestrzeni 45 lat. Nie jest to wcale, jakby mogło się wydawać, kolejna historia miłosna z historycznym tłem. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że losy kochanków stanowią wątek poboczny, a na pierwszy plan wysuwa się opowieść o Kaszubach oraz ich udziale w dziejach Polski. Takiego filmu jeszcze nie było w polskim kinie – mówiącego o epizodach mniej lub bardziej znanych z lekcji historii, ale nie w sposób patetyczny, martyrologiczny, lecz taki prosty i naturalny – z nutką patriotyzmu, ale bez przesady.
Dwiema przeciwstawnymi postaciami są bez wątpienia Bazyli Miotke i hrabia von Krauss. Mężczyźni różnią się od siebie wszystkim – pochodzeniem, majątkiem czy kulturą. Łączy ich jedno – ziemia, którą zamieszkują. To ona odgrywa w tym filmie kluczową rolę i staje spoiwem opowieści. Staje się świadkiem narodzin, miłości i radości, ale również zawiści, zdrad czy wreszcie zbrodni nazistowskich dokonywanych przez byłych sąsiadów.
Po raz kolejny popis wielkiego aktorstwa dał Janusz Gajos. Postać, którą zagrał, wzorowana jest na osobie Antoniego Abrahama, człowieka okrzykniętego „królem Kaszubów” . Domagał się on przyłączenia Pomorza do Polski. Owy wątek został zasygnalizowany w filmie. Bazyli Miotke, bo tak nazywa się postać grana przez Gajosa, od początku budzi sympatię widza. Bywa zabawny, ale również odznacza się wielką charyzmą i zacięciem do polityki.
Co do wątku miłosnego, można mieć kilka zarzutów. Sam schemat romansu jest nieco oklepany. Ona, dziewczyna z dobrego domu, on, prosty chłopak. Chcą być razem. Nie mogą. Kropka. Co prawda dodatkowego smaczku dodaje domniemany związek kazirodczy, ale brak chemii między aktorami nie przekonuje.
Mimo że historia toczy się przez 45 lat i została przedstawiona w telegraficznym skrócie, film może odstraszyć długością. Widzów lubiących szybkie tempo, nieustanne zwroty akcji i wybuchy będzie z pewnością nużył. Wierzę jednak, że dla tak dobrze opowiedzianej historii i nutki świeżości wyczuwalnej w polskim kinie, warto poświęcić 2,5 godziny na obejrzenie „Kamerdynera”.
Patrycja Kamińska
Kamerdyner, reż. Filip Bajon, prod. Polska, czas trwania 150 min, dystr. Next Film, polska premiera 21 września 2018
Film obejrzałam w kinie DCF we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe