Wąż - recenzja serialu
2021-04-05 11:23:352 kwietnia 2021 roku na platformie Netflix pojawił się serial "Wąż". To inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia seryjnego mordercy i oszusta Charlesa Sobhraja (nominowany do Złotego Globu Tahar Rahim) oraz osób, które przez lata starały się udowodnić mu winy i doprowadzić go przed sąd. Jeśli pomyśleliście, że taki wstępny opis może zwiastować podobieństwa do przebojowego "Narcos", to dobrze pomyśleliście. Niestety musimy was rozczarować, bo opowieść o ściganiu "Bikini Killera" kompletnie nie umywa się do historii ścigania Pablo Escobara.
Nie skaczcie mi tak po tej akcji!
Twórcy uznali, że fajnym sposobem narracyjnym będzie nieustanne skakanie po linii czasowej. Przez 8 godzinnych odcinków widzimy zabieg polegający na mieszaniu scen rozgrywających się w latach 1975-1976 w Tajlandii, Francji i kilku innych miejscach świata z retrospekcjami wprowadzanymi na zasadzie: 2 miesiące wcześniej, 4 miesiące później, rok wcześniej, miesiąc później itd.
To jest coś normalnego w filmach i serialach. To wprowadza nam element zaskoczenia, tłumaczy motywacje albo trzyma uwagę widza, który musi skupiać się na tych przeskokach w czasie, by nadążać za rozwojem fabuły i wiedzieć co, kto i dlaczego? W serialu "Wąż" po prostu z tym przesadzono i to znacznie. Taka narracja zamiast skupiać uwagę i wciągać w intrygę – męczy i denerwuje, wprowadzając kompletnie niepotrzebny chaos. Kilka retrospekcji wystarczyłoby do pokazania przeszłości Charlesa Sobhraja, a reszta spokojnie mogła toczyć się liniowo.
Czy wtedy serial byłby ciekawszy? Paradoks polega na tym, że raczej nie. Ta historia wydaje się zbyt banalna i zbyt niedopowiedziana, by wyszła z tego ciekawa produkcja, zwłaszcza na 8 godzin. Lepszym pomysłem byłby film pełnometrażowy, z którego wycięto by wiele scen wprowadzonych do serialu na zasadzie zapychacza. Faktem jest, że przez pierwsze 4 odcinki twórcy pokazują nam metody działania Sobhraja i kolejne historie jego ofiar – zazwyczaj zachodnich turystów odwiedzających w latach 70-tych Azję Południowo-Wschodnią. Jakimś trafem antybohater tego filmu nienawidził ich, a jego działalność polegała na oszukiwaniu, naciąganiu i mordowaniu.
Charles Sobhraj - morderca hipisów i oszust
Sobhraj udawał przyjaznego gospodarza, który oferuje nocleg i wakacje w swej posiadłości. Jego naiwni goście dawali się na to nabrać, co więcej - dawali się systematycznie podtruwać, zabierać sobie paszporty itd. Amerykańscy hipisi są tu pokazani jako idioci, ludzie bez instynktu samozachowawczego, których beztroskie życie jest tylko zabawką w rękach mordercy z wizerunkiem przyjaznego handlarza drogimi kamieniami. Faktycznie człowiek ten morderstwami zacierał tylko ślady, a najważniejsze były właśnie dokumenty. Poprzez kradzież tożsamości potrafił długie lata bezkarnie podróżować po świecie, handlować i wykręcać się niczym tytułowy wąż z rąk organów ścigania, które jednak siedziały mu na karku, nie potrafiąc niczego mu udowodnić.
Tu do akcji wkracza protagonista - Herman Knippenberg (Billy Howle), początkujący pracownik ambasady Holandii w Bangkoku. Choć ciągle słyszał, że szukanie zbrodniarza nie należy do jego obowiązków, to jednak razem z żoną Angelą (Ellie Bamber), policjantami i odszukanymi świadkami groźnych manipulacji Sobhraja, uruchomił maszynę, która miała doprowadzić do skazania przestępcy o kilku tożsamościach. Ostatecznie Sobhraj został numerem 1 na liście poszukiwanych przez Interpol z nakazem aresztowania obowiązującym na kilku kontynentach. "Wąż" pokazuje nam to wszystko, ale jak już wspominaliśmy, robi to w bardzo nieodpowiedni sposób. Większość odcinków (nie tylko te pierwsze 4) jest rozmydlona, rozciągnięta i zwyczajnie nudnawa.
Ani to ciekawe, ani dobrze zagrane...
Historia nie sprawdza się jako emocjonujący kryminał czy thriller, a jeśli mamy patrzeć na nią jako biograficzny zapis fragmentów z życia Sobhraja, jego dziewczyny Marie-Andrée Leclerc (Jenna Coleman) oraz Knippenberga i jego pomocników, to także nie są to postacie o imponującej osobowości czy ekranowej prezencji, nawet jeśli zarys fabuły na to wskazuje. Tu dochodzimy do kolejnego problemu z nowym serialem na Netflix. Ani jedna osoba z obsady serialu "Wąż" nie jest tak charyzmatyczna i doskonała w swej roli jak np. gwiazdy wymienionego we wstępie "Narcos". A jeśli nie obchodzą nas bohaterowie, to nie ma mowy o śledzeniu ich przygód z zainteresowaniem.
Tahar Rahim gra złoczyńcę z jedną miną, dosłownie przez cały czas. Jenna Coleman jest śliczna, ale kompletnie nie potrafiła przekazać emocji dziewczyny bandyty z rozterkami wewnętrznymi. Zwyczajna kobieta, która pod wpływem mężczyzny , w którym się zakochała, radykalnie zmienia swoje życie i staje się współwinna licznych zbrodni, to materiał na ciekawą postać. Tak się jednak nie stało. A co z naszym protagonistą - Knippenbergiem? Billy Howle także nie dał rady zrobić ze swej postaci czegoś ciekawego i ani przez moment nie mamy ochoty mu kibicować. Jak zatem zdążyliście już wywnioskować - "Wąż" to rozczarowanie, zmarnowany potencjał i produkcja, którą spokojnie można sobie odpuścić, bez poczucia, że omija nas jakaś ciekawa historia na faktach.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix