W zdrowym ciele chory duch (Inkarnacja – recenzja)
2011-09-30 10:39:44„Inkarnacja” to pół-horror o tym, jak gorzko mogą się rozczarować ci, którzy ślepo wierzą w racjonalne wytłumaczenia i nie kwestionują swoich utartych sądów.
Cara Jessup (Julianne Moore) to poważana pani psycholog, zajmująca się głównie syndromem osobowości mnogiej. Twardo i racjonalnie stąpająca po ziemi, mówi o sobie: doktor nauki i kobieta Boga. Jednak gdy jej ojciec przekaże jej przypadek Davida/Adama/może jeszcze kogoś innego (demoniczny Jonathan Rhys Meyers), Carę czeka bolesne zweryfikowanie jej dotychczasowych doświadczeń i przekonań na temat otaczającego ją świata i granic między nauką, a tym, co jest przez nią niewytłumaczalne.
Najprostszy podział wśród horrorów przebiega w moim przypadku między tymi, na których się boję, a tymi, z których się śmieję. Jeśli chodzi o ten pierwszy rodzaj, to sama dobra atmosfera filmu daje +10 do wysokości podskakiwania na fotelu albo do gęstości palców używanych do zasłaniania oczu i spoglądania na ekran przez malutkie szparki. Taki klimat można uzyskać przede wszystkim mrocznością zdjęć, muzyką, pomysłową fabułą z elementem niedopowiedzianym i wyrazistymi postaciami, odtwarzanymi przez dobrych aktorów– takie pozycje zapadają na dłużej w pamięć i niejednokrotnie w nocne przygody senne.
W przypadku „Inkarnacji” bywa różnie. Filar w postaci audio-video jest naprawdę solidny – niepokojące i właściwie zaaranżowane numery współgrają z równie zatrważającymi obrazami, przeplatanymi jump-scenkami. Fabuła także jest ciekawa, bo wszelkie kwestie z pogranicza nauki, magii i ciemnej strony duchowości są wyjątkowo wciągające – może dlatego, że są łatwiejsze do ogarnięcia i wyobrażenia, niż abstrakcyjne wizje np. kosmitów czy wszelakich amorficznych potworów. Historia ma jednak swoje wzloty i upadki, czasami jest nużąca i ogólnie film w tej konwencji mógłby być trochę krótszy (chociaż przecież do najdłuższych nie należy). Nie jest naszpikowana absurdami, ale pojedyncze szpikulce kłują równie denerwująco – szczególnie te, które pojawiają się w fabule ni stąd, ni zowąd, bez wyjaśnienia, jakby scenarzyści koniecznie chcieli mieć dany element w historii, ale nie mieli pomysłu na to, jak uzasadnić jego wprowadzenie. Ten zarzut dotyczy właściwie fundamentalnego dla całego filmu aspektu, dlatego jest to tym bardziej frustrujące i rzutujące na odbiór „Inkarnacji”.
Najsilniejszy punkt „Inkarnacji”? Jonathan Rhys Meyers. Stanął przed zadaniem niebylejakim – odegrać kilka postaci, zamkniętych w jednym ciele. Robi to z takim spokojem i wyczuciem, że prawdziwie hipnotyzuje widza i jednocześnie szczelnie otula go kocykiem lęku i wyczekiwania na swój kolejny ruch. Julianne Moore gra na swoim standardowym, wysokim poziomie, a jednak według mnie można by było powiedzieć, że tylko partneruje Meyersowi, który kradnie jej show w scenach, w których się pojawia. Do obsady nie można mieć tak naprawdę zastrzeżeń.
Motyw przewodni „Inkarnacji” poruszany był już wielokrotnie, ale nadal jest nośny. Na ile to, co racjonalnie wiemy o naszym świecie, jest prawdziwe? Co się stanie, gdy nasza racjonalność zderzy się ze ścianą, zbudowaną z materiału, którego nie będzie ona w stanie ogarnąć? Czy porzucisz wtedy swoje przekonania i otworzysz na nowe i nieznane czy, wiedziony tak naprawdę strachem, będziesz bronić ich za wszelką cenę?
Ot, takie rozważania, które nasunęły mi się po tym ciekawym seansie. Bo mnie osobiście „Inkarnacja” się podobała. Nie była w żaden sposób odkrywcza, a kluczowe elementy fabuły okazały się w niej niedopracowane. Natomiast ratuje ją dobry klimat, świetny główny zły bohater, muzyka i zdjęcia – wszystko to zrobione z jakimś polotem, przyjemne w obcowaniu. Cieszę się, że półtora roku po premierze światowej (!!!) „Inkarnacja” trafiła do polskich kin, bo film to solidny i idealny na dostarczenie sobie minimalnej ilości wszelkich pochodnych strachu.
Inkarnacja, reż. Björn Stein, Måns Mårlind, prod. USA, czas trwania 112 min., dystr. Kino Świat, premiera 23 września 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości