W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 - recenzja spoilerowa
2021-10-28 11:33:54UWAGA: Recenzja filmu zdradza kluczowe elementy fabuły.
„W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” to bezpośrednia kontynuacja polskiego horroru z 2020 roku. Czy reżyser Bartosz M. Kowalski w ciągu roku wyciągnął jakieś wnioski i zrobił teraz lepszy film? Tak! I w zasadzie tym razem nawet nie jest to typowy slasher, a bo twórcy poszli w zupełnie zaskakującą, szaloną stronę zabawy gatunkiem, która jest tym razem zdecydowanie udana.
Kontynuacja horroru z odwróceniem ról
Z filmu „W lesie dziś nie zaśnie nikt” została nam oczywiście główna bohaterka, jednak tym razem Zosia (Julia Wieniawa) odgrywa rolę potwora-mordercy, po tym jak w czasie wizji lokalnej zostaje skażona przez ten sam odłamek dziwnego meteorytu co dwa grubasy z części pierwszej (też obecni w sequelu).
Natomiast pierwsze skrzypce w tej produkcji gra Adaś (Mateusz Więcławek) - posterunkowy, któremu w tej beznadziejnie depresyjnej miejscowości nie pozostało nic innego, jak tylko śnić o ratowaniu swojej pięknej koleżanki - starszej posterunkowej Wanessy (Zofia Wichłacz) z rąk sekty wampirów (fantastyczna scena otwierająca film). Niestety, po przebudzeniu Adaś spotyka się głownie z odtrąceniem, pogardą i bezceremonialną wyższością Wanessy, dla której powołanie i brawura stoją wyżej nad instynktem samozachowawczym.
Wezwawszy do pomocy dwóch kolegów z Obrony Terytorialnej (Sebastian Stankiewicz i Robert Wabich), cała czwórka postanawia uporać się z Zosią-potworem, zanim na miejsce przyjedzie wezwany wcześniej oddział specjalny. Oczywiście nic nie idzie po ich myśli, a kolejne postacie zostają zamordowane w wyjątkowo obrazowych, krwawych scenach, których realizacja należy do jednych z głównych zalet filmu. Są brutalne, absolutnie obrzydliwe i trwająca tyle długo, by widz spokojnie przyjrzał się poodrywanym kawałkom ciała, wyprutym wnętrznościom czy rozdeptanym głowom.
Punkt widzenia potwora-mordercy
Bartosz M. Kowalski tym razem postanowił zrezygnować z powielania utartych, slasherowych schematów, które za pierwszym podejściem wyszły mu raczej fatalnie i nie ratowały tego jawne komentarze bohaterów, że to tylko taki pastisz gatunku. Tym razem twórca poszedł o krok dalej, co okazało się zbawieniem dla „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2”.
Drugi punkt zwrotny odwraca nam całą perspektywę, z jakiej obserwujemy kolejne wydarzenia. Gdy Zosia zamienia Adasia w potwora, okazuje się, że monstra te zachowują świadomość tego, kim byli wcześniej, lecz nabierają nieodpartej ochoty zabijania ludzi, zwłaszcza tych, którzy jakoś podpadli im wcześniej. Ostatecznie plan określają tak: Wywołać apokalipsę ludzkości. Najpierw tu, lokalnie, a potem się zobaczy.
Co więcej, dowiadujemy się, że po przemianie, bohaterowie zaczynają porozumiewać się jakimś nieludzkim językiem, a moc tych dialogów to czyste złoto i dowód na to, że twórcy wymyślili coś nowego w temacie meta-komentarza do własnego filmu, ale też gatunku horroru ogólnie. - Zabijamy ludzi, bo jesteśmy potworami - mówi Zosia. - Niezbyt skomplikowana motywacja - komentuje Adaś, dla którego przemiana w potwora okazała się być czymś całkowicie pozytywnym, uwalniającym, ale jak się okaże na koniec, do czasu...
Obrzydliwy i uroczy jednocześnie
Odwrócenie punktu widzenia, zamienia nam slasher w stuprocentowy horror komediowy, gdzie umowa z widzem zostaje zawarta w dość oczywisty sposób. Nie można traktować tego filmu na poważnie, a im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej, bo kontynuacja W lesie dziś nie zaśnie nikt” bardzo zyskuje na tym zabiegu. Nie kończą się tu jednak sceny gore, bo aż do końca będziemy świadkami krwawej masakry, z której cało ni wyjdzie nawet Wanessa, rysowana przez chwilę na protagonistkę.
Trzeba przyznać, że Zofia Wichłacz w horrorze to nie jest codzienność, a aktorka zdaje się grać swoją postać z wielkim zaangażowaniem. Tym bardziej szokująca jest brutalna scena jej śmierci, która zaskakuje, bo widz jednak spodziewa się, że dziewczyna wyjdzie cało z tej historii. A jeśli już mówimy o aktorstwie, to Więcławek i Wieniawa w charakteryzacji (dość gumowej, ale i tak spoko robota) potworów są genialni - obrzydliwi i uroczy jednocześnie.
Taki też jest cały ten film - pełen skrajności sequel średniaka, który postanowił namieszać, by nie kopiować błędów poprzednika. Ocena tego horroru wahać się będzie miedzy 3 a 9/10, w zależności od tego, czy kupicie pomysł twórców, czy nie. Nam wychodzi z tego 6/10, ale z wielkim serduszkiem. Fajnie, że ostatnia scena sugeruje, że to jeszcze nie koniec.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix