Ulica Strachu - część 2: 1978 - recenzja
2021-07-09 15:52:49Druga część trylogii horrorów z platformy Netflix miała swoją premierę dokładnie tydzień po poprzedniej, czyli w piątek, 9 lipca 2021. "Ulica Strachu - część 2: 1978" przenosi widzów w przeszłość i pozwala poznać jeszcze więcej szczegółów mrocznej klątwy. Dodatkowo wprowadza większą liczbę krwawych, romantycznych i erotycznych scen, które splatają się w jedność, tworząc naprawdę dobry slasher. Do opowiedzenia twórcy mieli jednak jeszcze więcej!
Witajcie na obozie Nightwing!
Choć większa część filmu rozgrywa się na letnim obozie Nightwing, to twórcy dla zachowania spójności między pierwszą a drugą częścią, zaczynają od zaznajomienia widzów ze wspomnianą wcześniej postacią Christine Berman - dziewczyny, która "przeżyła" klątwę. W rzeczywistości jej życie polega na ciągłym ukrywaniu się i strachu przed powrotem psychopatycznych morderców. Wizyta główych bohaterów pierwszej części trylogii staje się jednak powodem dla kobiety do otworzenia się i opowiedzenia swojej historii sprzed lat.
Letni obóz nie dla każdego był beztroską, a szczególnie dla dzieciaków z Shadyside. Młoda Christine (Sadie Sink), do której wszyscy zwracają się Ziggy, jest notorycznie dręczona przez rówieśników, jednak sama też nie jest aniołkiem i często wpada w tarapaty, które prawie doprowadzają do wyrzucenia jej z obozu. Za to starsza siostra Ziggy - Cindy to grzeczna i pomocna dziewczyna, pragnąca wyrwać się klątwie Shadyside, aby nie skończyć, jak jej rodzice. Różnice w charakterze sprawiają, że siostry kompletnie się nie dogadują.
Klimat dawnych slasherów
Tłem konfilktu między siostrami i innych makabrycznych przygód, które je spotykają, jest klimatyczny letni obóz - typowe wakacyjne miejsce dla amerykańskiej młodzieży lat siedemdziesiątych. Między drewnianymi chatkami przemykają bawiące się w najlepsze dzieci i szukujące, bardziej lub mniej ustronnych, miejsc do dorosłych zabaw pary nastolaktów. Wszystkiego pilnują niewiele starsi od obozowiczów koledzy, zarówno z mrocznego Shadyside, jak i cudownego Sunnyvale, którym lepiej wychodzi wdawanie się w romanse niż pilnowanie bezpieczeństwa wszystkich zgromadzonych. Sielankę wśród leśnych polan przerywa nagły atak pielgniarki na jednego z podopiecznych, a później wszystko staje się coraz mroczniejsze i bardziej krwawe.
Pogonie wśród gęsto zarośnietych lasów, rozprute ciała w obozowyh chatkach i wariat z siekierą to tylko kilka elementów, które sprawiają, że kolejną część trylogii można uznać za slasher. Dodatkowo klimatyczne kadry, lekko przygaszone światła drewnianych kabin i płynne, nie psujące klimatu przejścia pomiędzy dramatycznymi, a także erotycznymi scenami sprawiają, że drugi film z serii platfromy Netflix wypada o wiele lepiej niż poprzedni. Nie zabrakło także final girl, którą zostaje młoda Christine i wydaje się, że pozostanie nią do końca swoich dni.
Nie dla wrażliwych
O ile w poprzedniej części sceny krwawych morderstw były rzadkością, o tyle w kolejnej jest ich naprawdę dużo. Są one również drastyczniejsze, a ich nagromadzenie w niektórych momentach może sprawić, że nawet widzowie o mocnych nerwach skrzywią się na widok krwi i rozprutych ciał. Jednak takie sceny wręcz powinny pojawiać się w dużej ilości w slasherach, więc jest to plusem tego filmu, choć może nie dla wrażliwego oglądającego.
Spójna całość
Godnym wspomnienia jest nie tylko spójne połączenie końca pierwszej części trylogii z początkiem pierwszej, ale także to, w jaki sposób końcówka "Ulicy Starchu - części 2" łączy się z ostatnim, finalnym filmem. Niesamowite przeniknięcie bohaterki z pierwszej produkcji, Deene, do czasów, gdy wszystko się zaczęło, jest godne pochwały. Twórcy naprawdę mocno przyłożyli się do stworzenia połączenia pomiędzy poszczególnymi częściami trylogii. Nie chodzi już tylko o łączące się początki i końce, ale także o bohaterów, którzy występują w drugim filmie. Na obozie poznajemy młodego szeryfa Nicka, dla którego makabryczne wydarzenia na obozie były początkiem kariery policyjnej. Również pojawia się wątek związku pomiędzy nim a Christine Berman, zakończonego jednak szybciej niż na dobre się zaczął.
Drugą część trylogii Netflixa można uznać za lepszą i o wiele bardziej klimatyczną od poprzedniej. Ciężko stwierdzić, czy chodzi o przeniesienie do lat 70., czy większą liczbę krwawych scen, jednak coś sprawiło, że "Ulicę Strachu - część 2: 1978" ogląda się lepiej i z większym zainteresowaniem. Można zaryzykować stwierdzenie, że film ten nadawałby się nawet na kinowe ekrany, wówczas całe widowisko nabrałoby jeszcze większego rozmachu.
Ocena końcowa: 7/10
Kinga Borto
fot. materiały prasowe Netflix