Troll - recenzja
2022-12-05 10:04:03UWAGA: Recenzja filmu zdradza kluczowe elementy fabuły.
Roar Uthaug - reżyser, który wcześniej zrobił takie filmy jak „Tomb Raider” czy „Fala”, powraca z kolejną pełną rozmachu produkcją. „Troll” (premiera 1 grudnia 2022 roku na Netflix) to ciekawe połączenie dość realistycznego kina akcji z solidną domieszką fantasy, gdzie niespodziewanym zagrożeniem dla ludzi staje się tytułowy stwór. Gdy w norweskich górach budzi się starożytny troll rodem z baśni, grupa bohaterów musi wykombinować jakieś niekonwencjonalne metody, aby zapobiec niszczycielskiej sile olbrzyma, który na cel obrał sobie Oslo.
"Troll" wygląda świetnie
Największą zaletą filmu „Troll” jest jego oprawa audiowizualna. Wszystko wygląda tu po prostu bardzo dobrze – od zdjęć, pokazującym piękno norweskich krajobrazów, przez efekty komputerowe (tytułowy stwór wygląda świetnie), aż po realizację scen akcji, które mają kinowy rozmach. Roar Uthaug już wiele razy pokazywał, że bez gigantycznych pieniędzy jest wstanie zrobić film, który nie ma się czego wstydzić w porównaniu z hollywoodzkimi przebojami i tym razem nie jest inaczej. Ten twórca znów dostarczył nam solidny film akcji, na który dobrze się patrzy i nie ma mowy o nudzie.
Na tym niestety chwalenie powoli się kończy, bo oprócz sympatycznych bohaterów (pierwszo i drugoplanowych – ukłony w stronę uroczej Karoline Sletteng Garvang) film nie zawiera żadnego elementu, który trzymałby nas w emocjach od początku do końca. Fabuła jest bowiem tak boleśnie schematyczna i przewidywalna, że nawet zabawa w zgadywanie wydarzeń w nadchodzących scenach nie ma sensu, bo przeciętny widz zawsze trafi ze swoimi predykcjami.
To jednak film boleśnie odtwórczy
Jeśli widzieliście jakiekolwiek produkcje z „King Kongiem” albo „Godzillą”, to w „Trollu” nic was nie zaskoczy. Klisze gatunkowe sięgają tu nie tylko głównej osi fabularnej, ale też większości poszczególnych scen czy wątków kolejnych postaci. Przewidujemy np. jak potoczy się cała relacja głównej bohaterki z ojcem, a scena jego śmierci jest wyprana z emocji właśnie przez to jak kliszowo została nakręcona. Podobnie cała historia walki z baśniową istotą jest poprowadzona zgodnie z utartymi schematami, z takimi punktami jak konflikt naukowców z wojskowymi czy ratowanie świata na własną rękę wbrew planom polityków.
Tyle razy już widzieliśmy patent z tym, że wojsko wysyła czołgi na potwora, który jest niewrażliwy na konwencjonalne metody, więc „ten zły” polityk czy wojskowy wpada na pomysł z rakietą nuklearną, zatem nasza grupka dzielnych i zuchwałych bohaterów musi znaleźć alternatywne rozwiązanie, gdy nikt ich nie słucha. Czy uda się zapobiec katastrofie zanim będzie za późno?
Oczywiście, że tak. To już nawet nie jest zabawne, że twórcy „Trolla” nie są w stanie zaproponować choć odrobiny oryginalności, a ich kreatywność nawet w kontekście elementów humorystycznych zaczyna się kończy na starym facecie bez spodni. Choć na zakończenie można było pokusić się o jakiś fajny komentarz społeczny, np. ze zwłokami trolla, wokół których na 100% powstałoby jakieś muzeum czy inna atrakcja turystyczna. „Troll” nie jest złym filmem i potrafi dostarczyć trochę rozrywki, ale zasmuca też tym, jak odtwórczy i banalny jest w warstwie kreatywnej.
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix