Becoming. Moja historia - recenzja
2020-05-16 16:52:52Reżyserkę filmu "Becoming. Moja historia" Nadię Hallgren można kojarzyć z netflixowej produkcji "After Maria". Z pewnością ciekawym doświadczeniem będzie porównanie jej twórczości na podstawie przynajmniej dwóch filmów. Dzisiaj kilka słów o historii pierwszej czarnoskórej Damy Stanów Zjednoczonych, Michelle Obamie. Perspektywa ciemnoskórej aktywistki, parającej się nie tylko sprawami politycznymi. Dlaczego warto zobaczyć ten dokument?
Zobacz także: najlepsze filmy o rasizmie>>
Wiele wymiarów
Dokument przede wszystkim opiera się na przedstawieniu Michelle Obamy, nie tylko jako żony polityka, byłego Prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale kobiety, która walczy o swoje. Film skupia się na nagraniu zapisu z jej trasy promującej książkę pod tym samym tytułem, co dzieło Hallgren. Afroamerykanka została pokazana, jako kobieta, która spełnia swoje marzenia i skupia się na swoich pragnieniach. Po latach, w których udzielała się stricte w sprawach politycznych i wspierała swojego męża, postanowiła zrobić coś dla siebie. Cały konspekt na zrealizowanie tego filmu był ciekawym pomysłem. Książka była do tego dobrą bazą. Zainicjowała zjednoczenie z ludźmi. W końcu Amerykanie bardzo cenią sobie bezpośredni kontakt.
Życie Michelle opierało się na nieustannej walce o równość i sprawiedliwość. Wiele razy mówiono jej, że nie da rady. To tylko bardziej ją mobilizowało. Walka w imię czegoś stanowi uniwersalną wartością w życiu każdego z nas. Dlatego tak łatwo można utożsamić się z główną postacią, dlatego ten film może dotrzeć do tak wielu ludzi. Niektóre problemy, z którymi się borykała, widzowie znają z autopsji. Najlepsze jest to, że ta kobieta postanowiła dzielić się tym, co przeżyła, co ją bolało, co uwierało. Zrobiła to w bezpretensjonalny sposób, pokazując swoim rodakom, że wystarczy tylko chcieć. Nikt nie może podcinać nam skrzydeł. To, co osiągniemy, zależy od nas, od uporu, z którym idziemy przez życie, a nie przez to, co mówią inni. Nikt nie odbierze nam tego, co osiągnęliśmy.
Michelle przeżyła ciężkie chwile i postanowiła się nimi podzielić z młodymi ludźmi, którzy potrzebowali wsparcia. Stała się dla nich mentorką. Bycie świadomym własnej wartości nie jest takie łatwe. Tym bardziej, jak ktoś boryka się z demonami przeszłości. Trwa to wiele lat, gdy uwierzymy w siebie i odważnie sięgniemy po swoje. Głównie taki jest przekaz tego filmu i cały wydźwięk chwyta za serce. W końcu każdy się z czymś musi mierzyć. Michelle Obama jawi się nam jako zwykła kobieta, chcąca się dalej rozwijać, przy czym cieszyć się ze zwykłego życia. Polityka ma swoje ciemne strony i o tym możemy się przekonać zwłaszcza teraz, patrząc na to, co się dzieje w Polsce.
Słodycz i światło?
Dokument opiera się na spisanych w książce myślach i prezentuje występy promocyjne. Główna narratorka nieraz wspomina, jak wyglądało życie w cieniu polityki, jakimi prawami się rządzi i jak świat, w którym przyszło jej żyć, potrafi być bezwzględny. A co najważniejsze - do czego byli zdolni ludzie z jej otoczenia. Nie ukrywała w filmie chwil słabości. Jako żona polityka nie miała czasu na przestawienie się na inny tryb życia. Wszystko stało się tak szybko. Czy żal jej było lat, w których sprawowała funkcję Pierwszej Damy?
Każdy rozdział w życiu daje doświadczenie i czegoś uczy. W taki sposób Michelle odbierała to, co przyniósł jej los. "Becoming. Moja historia" jest niejako coachingowym materiałem, który nie jest aż tak rewolucyjny. Przypomina jednak o tym, że warto w życiu się czasem trochę pomęczyć, by zdobyć to, czego się pragnie. Stanowi także przykład, że życie składa się z różnych etapów i nie zawsze jest kolorowo. Zostało to przedstawione w banalny sposób, ale i tak ma zasięg. W końcu znana wszystkim postać miała odwagę, by podzielić się swoją historią z całym światem. Ktoś mógłby powiedzieć, że najpierw książka, a teraz film. Czy to nie za dużo? Czy przypadkiem pani Obama nie wykracza poza ramy mentorki?
Wydawać by się mogło, że głównie jej życie usłane było różami. Nic bardziej mylnego. Wspomina przecież o kryzysach i problemach, które musiała pokonać, ale nie było w dokumencie ich aż tyle, żeby widzom je bardziej przybliżyć. Nie chodzi o przytłoczenie nimi, ale lepsze zrozumienie jej życia. Gdyby takich wstawek było więcej, byłoby ciekawiej.
"The girl is on fire"
Michelle nie jest pierwszą kobietą, która walczy o swoje prawa. Jest jedyną byłą Pierwszą Damą, która to robi i to zdecydowanie przeważa na plus oraz powoduje, że jest wyjątkową postacią w historii Stanów Zjednoczonych. Wszyscy jednak znamy filmy, takie jak "Mandela: Droga do wolności" czy "Służące", obrazy przedstawiające problem mniejszości, gdzie czarnoskórzy ludzie nie mieli żadnych praw bądź były one ograniczone. W przypadku niektórych osób przychodzi czas sprawiedliwości, czas zapłaty. Bardzo dobrze, że dzieło amerykańskiej reżyserki sięgnęło po tematy nieustannej walki, braku możliwości kształcenia, krzywdzących podziałów w tak dobrze rozwijającym się państwie, jakim jest USA. Nie tylko w tym kraju miała miejsce hipokryzja, powodująca rozpadanie się ludzkich relacji.
"Becoming. Moja historia" przypomina o tym, że każdy bez względu na płeć, rasę czy kolor skóry powinien traktowany być z należytym szacunkiem. Historia Obamy jest przykładem na to, że możliwe jest pokonanie przeciwności losu, że wspięła się na wyżyny swoich możliwości dzięki swojej odwadze i determinacji. Ciężka praca przyniosła w końcu efekty. Trzeba jednak wierzyć w siebie, od tego wszystko się rozpoczyna. Sama Obama wydaje się przesympatyczną osobą, która potrafi otworzyć serce dla innych. Walczy o swoje, bo wie, że nikt prócz niej nie może zdecydować o jej pragnieniach i celach.
Pozytywnym akcentem tego dokumentu jest też muzyka, która towarzyszy Michelle prawie wszędzie. Potwierdza ona tylko, to co wcześniej zostało ujęte - że warto dbać o swój komfort, walczyć o siebie i być asertywnym. Mały bunt może dać o wiele więcej, niż się spodziewamy. Nie musi to być nic wielkiego, ale może zbliżyć do szczęścia. Życie w określonych ramach nie jest przecież dla każdego. Tak niepozorna rzecz, jak chwila dla siebie może zdziałać wiele i pozwolić na utrzymanie harmonii w swoim życiu.
Dzieło Hallgren zdecydowanie popycha do refleksji w rytmie piosenki Alicii Keys. Przypominają się czasy, w których słuchało się takiej muzyki, a to był całkiem dobry okres. Reasumując: czas poświęcony dla osoby, jaką jest Michelle Obama, nie będzie zmarnowany, ale dla niektórych to książka może być lepszym przedstawieniem jej historii. Film dokumentalny wciąż jednak będzie dobrym wyborem lub uzupełnieniem jej autobiografii.
Końcowa ocena: 7/10
Paulina Jakubowska
fot. materiały prasowe Netflix