To nie jest ok - recenzja serialu
2020-03-04 12:13:04"To nie jest OK" to nowa produkcja Netflixa. Od początku nasuwało się nam do głowy pytanie czy będziemy mieć do czynienia z kolejną historią o problemach dorastających nastolatków. Nie okszukujmy się. Od pewnego czasu można odnieść wrażenie, że twórcy portalu doszli do granicy powolnego wypalania się. Po za tym zwiastun nasuwał ciche wnioski, że już gdzieś go widzieliśmy. Zero zaskoczenia. Czy jednak serial kryje zagadkę, z którą będzie dane nam się zmierzyć? I przede wszystkim czy ta produkcja jest OK? Zapraszam na recenzję.
To już gdzieś było...
Główną bohaterką jest Sydney, zbuntowana, odrobinę introwertyczna nastolatka, która po samobójczej śmierci ojca zmaga się z problemem niektorolowanej złości. Jak sama o sobie mówi jest białą, niewyróżniającą się niczym siedemnastolatką, mieszkającą w niewielkim miasteczku. Przyjaźni się z Diną, która, ku zaskoczeniu Syd, zaczyna umawiać się ze szkolną gwiazdą futbolu. Życie dodatkowo zatruwa jej upierdliwy sąsiad Stanley, który potajemnie się w niej kocha. Pewnego dnia trafia do gabinetu szkolnej pani pedagog, która poleca jej pisać pamięnik, aby wyzbyć się nadmiernych emocji. I w ten właśnie sposób serial staje się wielką opowieścią z samego pamiętnika bohaterki. Niby wszystko jest ok, życie Syd toczy się dalej i choć nie jest z niego zadowolona, to generalnie świat wieje nudą i normalnością. Aż do pewnego dnia, w którym wszystko staje do góry nogami...
Ten serial jest OK
Serial sam w sobie jest... po prostu OK. Krótkie, dwudziestominutowe odcinki, pędząca akcja i śmieszna aparycja Syd sprawiają, że bez problemu można połknąć go w jeden dzień. Miło się ogląda i naprawdę w kilku momentach prasknęliśmy śmiechem, ale od początku do końca można było odnieść wrażenie, że cała historia już gdzieś była. Klimat lat 80., nadprzyrodzone zdolności, obserwacja dojrzewania nastolatków, szkolne problemy i pierwsze romanse to elementy odrobinę oklepane i jakby wyciągnięte z innych produkcji Netflixa. Bez problemu odnajdziemy tu kawałeczki Stranger Things czy Sex education, a drastyczne i krwawe zakończenie idealnie wpasowuje się w historię z "Carrie" Stephena Kinga i prawdopodobnie, gdyby trochę bardziej nad tym poszperać, nie są to jedyne produkcje, które miały swój wkład w ten serial. Choć, co ciekawe, podobno został stworzony na podstawie komisku Charlesa Forsmana. I tu nasuwa się pytanie: Kto od kogo ściągał? Warto się nad tym zastanowić. My nie wiemy.
Sama gra aktorska jest naprawdę dobra. Sophia Lilis i jej ekranowy partner Wyatt Oleff poradzili sobie świetnie w swoich rolach, ale chyba czasami dobra gra nie wystraczy, żeby podnieść serial na wielkie wyżyny. Natomiast dramatyczność finału była tak przersywoana, że aż śmieszna. Ciężko powiedzieć czy był to zabieg celowy czy nie. Nie chcąc siać spojleru, powiemy jedynie, że będziecie zaskoczeni...
Czy będzie kontynuacja?
Koniec sezonu bezsprzecznie zapowiada, że twórcy mają ochotę na kolejny serial. I świetnie, bo mimo, że historia nie była żadną nowością i niespodzianką, to jesteśmy ciekawi losów zbuntowanej Sydney i jej zwariowanych przyjaciół. Tak jak mówimy, serial jest ok i na pewno obejrzy go z przyjemnością wielu użytkowników portalu. Co więcej, na pewno nie będą tego żałowali.
Gabriela Biega
Ocena końcowa: 7/10
fot. materiały prasowe