Tamte dni, tamte noce - recenzja przedpremierowa
2018-01-12 09:37:21"Tamte dni, tamte noce" to sensualna podróż do wnętrza bohaterów, gdzie sceneria zdaje się być dla oka odbiorcy niemal jak obraz. Piękno sztuki pokrywa się tu z pięknem uczuć, którymi darzą się bohaterowie. Luca Gudagnino, znany z produkcji "Nienasyceni" czy też "Jestem miłością", kolejny raz zabiera nas do Włoch, by pokazać historię pewnej miłości. Czy warto wybrać się razem z nim? Przeczytaj recenzję!
Sielankowy obraz wakacji lat 80-tych, w północnych Włoszech, przepełniony jest kadrami prezentującymi ciekawe uliczki i niezwykłą naturę tego regionu. Lokalne imprezy, pływanie, słuchanie muzyki, czytanie książek czy jazda na rowerze to główne sposoby na przyjemne spędzanie gorącego lata w południowo-europejskiej prowincji. Rytm scen wzbogaca muzyka, która zdecydowanie oddaje emocje drzemiące w bohaterach. Dzięki temu oglądając "Tamte dni, Tamte noce" czujemy się, momentami, wręcz zaniepokojeni. Podczas seansu akcja rozgrywa się głównie w relacjach między postaciami - w słowach, które do siebie wypowiadają lub gestach, które wykonują. Oprócz niebanalnej muzyki, w zasadzie do ostatniej klatki filmu, towarzyszy nam szeroko rozumiana sztuka. Już sam fakt, że jest to historia oparta na podstawie książki Andre Aciman'a wskazuje na to, że kultura jest nieodłącznym elementem dzieła Gudagnino. Początek produkcji prezentuje nam antyczne posągi, które później także ojciec Elio - profesor uniwersytecki, włącza pokazując Oliverowi slajdy z męskimi rzeźbami.
Siedemnastoletni Elio (Timothée Chalamet) przeżywa właśnie okres odkrywania samego siebie. Widzimy, a nawet "słyszymy" emocje, które w nim narastają i przez cały seans mamy wrażenie, że jesteśmy ukrytym obserwatorem, który "wchodzi z butami" w jego intymny świat. Chłopak poznaje własne potrzeby. Ten etap okazuje się dla niego głęboko nastrojowym, melancholijnym. Oddaje się on wewnętrznym myślom i pragnieniom, które ukierunkowują go w tym co właściwie w życiu lubi, co i kto go pociąga.
Jak się okazuje siedemnastolatek celuje swymi uczuciami w nieco starszego mężczyznę. Jest nim amerykański stypendysta, który właśnie pisze doktorat. Zjawił się u Parlmanów, ponieważ ojciec Elio jest jego uniwersyteckim profesorem. Oliver (Armie Hammer) wprowadza pewnego rodzaju świeżość do całej rodziny, a także jest mile widzianym gościem przez mieszkańców włoskiego miasteczka. Każdy zdaje się być nim zauroczony i nawet pewnego rodzaju niegrzeczne "later", którego nadużywa w celu ukrócenia z kimś konwersacji, okazuje się niczym znaczącym w postrzeganiu go jako osoby. W końcu, także, przekonuje się o tym sam nastolatek, który choćby w scenie, gdzie Oliver oddaje się tańcu, wyraźnie jest nim zauroczony.
Na opinię o całości wpływ mają także te kadry, w których reżyser dość zabawnie "przerzuca" uwagę odbiorcy. Na przykład w zmysłowej scenie głównych bohaterów Guadagnino przenosi kadr na okno, co dodaje, delikatnie mówiąc, komizmu do całej scenerii. To może szczególnie zdziwić odbiorcę, ponieważ włoski reżyser nie boi się pokazywać w swych produkcjach nagości bohaterów. Ta, swego rodzaju, antyperfekcja detali, być może zamierzona, objawia się również, gdy kochankowie próbują zamknąć drzwi, by nikt z lokatorów ich nie usłyszał. Tymczasem nie udaje im się to. Mimo wszystko bohaterowie nie przerywają miłosnych uniesień i akcja trwa dalej.
"Tamte dni, tamte noce" to intymny zapis relacji między dojrzewającym, niezwykle wrażliwym Elio oraz pewnym siebie, ekstrawaganckim i z pewnością zagadkowym Oliverem. Rodzi się między nimi uczucie, które do samego końca seansu wydaje się nieoczywiste i właśnie ta tajemnica pozwala odbiorcom zastanawiać się - Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?.
Justyna Matuszak
Tamte dni, tamte noce, reż. Luca Guadagnino, prod. Brazylia, Francja, USA, Włochy, czas trwania 132 min, dystr. United International Pictures, polska premiera 26 stycznia 2018
Film zobaczyłam na pokazie prasowym w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe