Stillwater - recenzja festiwalowa
2021-11-11 16:52:50„Stillwater” to nowy film w reżyserii Toma McCarthy'ego (wcześniej m. in. oscarowy „Spotlight”), w którym główną rolę gra Matt Damon i można być się nawet w żartach pokusić o stwierdzenie, że jest to kontynuacja losów Jasona Bourne'a, po tym jak już się trochę ustatkował. Jego skromny, małomówny, nieco wojskowy styl bycia jest tu widoczny w każdym zdaniu i każdym geście, a styl narracji zaproponowany przez McCarthy'ego nie odbiega daleko od tego, co widzieliśmy w serii przygód agenta z amnezją.
Filmu „Stillwater” nie da się jednak tak jednoznacznie przypisać do danego gatunku. Przede wszystkim jest to dramat, o ojcu, który zrobi wszystko by wyciągnąć córkę z więzienia (za morderstwo, którego jak twierdzi sama zainteresowana, nie popełniła). Mamy tu natomiast całkiem sporo elementów z thrillera, choć napięcie budowane w kilku (z założenia) kulminacyjnych scenach nie jest takie, by widz siedział wbity w fotel. Fabuła i rozwój wydarzeń siłą rzeczy spychają też tę produkcję w kierunku kryminału, w którym istotną kwestią staje się zebranie dowodów przeciwko prawdziwemu mordercy, oraz złapanie go, by dziewczyna wyszła na wolność. Tu nie jest najgorzej, ale w toku akcji można przyczepić się do kilku nielogicznych poczynać naszego protagonisty.
Może to też wynikać z tego, że dla twórców „Stillwater” to chyba jednak jest głównie dramat, a wątek śledczo-kryminalny raz się pojawia, raz znika, by dać oddychać istocie całej opowieści. Głównym tematem jest tu bowiem druga szansa i rzeczy jakie zrobimy, by ją dostać, albo podarować drugiej osobie. Nasz Bill Baker to poczciwy, dobry facet, złota rączka, który wyjeżdża z USA do Francji z wizytą do siedzącej w więzieniu córki. Właśnie tam, mimo niepowodzeń w temacie wyciągnięcia jej, niespodziewanie odnajduje drugą, nową rodzinę.
Początkowo trudna do nazwania relacja z samotną matką i jej przeuroczą, 9-letnią córką (wielką fanką klubu piłkarskiego Olympique Marsylia) z czasem zostaje otwarcie nazwana miłością, ale i to uczucie zostanie wystawione na próbę, gdy Bill postawi wymierzenie sprawiedliwości ponad doczesny spokój. Matt Damon jest w swej roli bardzo wiarygodny. Stuprocentowy Amerykanin, który nawet po kilku miesiącach we Francji nadal chodzi w kraciastej koszuli i dżinsach, klecąc niezdarnie zdania w obcym języku, musi być wsadzony w sytuacje iście komiczne, i takie też znalazły się w tej historii, dzięki czemu widz nie jest przytłoczony dramaturgią i nieustającym napięciem. Dialog w scenie z modlitwą przed tłustym posiłkiem to ozdoba tego filmu, podczas której sala kinowa śmiała się do rozpuku.
„Stillwater”, mimo mieszanki gatunkowej, działa jako opowieść o facecie, który szukając sprawiedliwości, odnalazł zarówno swoją nową drogę, jak i prawdę, która była trudniejsza niż się spodziewał. To też nauka, by chwile z najbliższymi spędzać najintensywniej jak się da, jakby wszyscy dostali tylko ten jeden dzień przepustki. A dla fanów Matta Damona jest to tytuł obowiązkowy, bo takiego go jeszcze nie znacie.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w ramach American Film Festival 2021 we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe AFF