Sound of Freedom. Dźwięk wolności - recenzja

Wyczekiwana premiera filmu "Sound of Freedom" przyniosła widzom wiele emocji. To kontrowersyjna produkcja, która opowiada o walce amerykańskiego agenta z handlem dziećmi. Film ten nie tylko wbija widza w fotel, ale również skłania do głębokich przemyśleń. Najbardziej mrożącym krew w żyłach faktem jest to, że historia pokazana na ekranach wydarzyła się naprawdę.

Zobacz też: Zielona granica - recenzja

Czy istnieje piekło dla dzieci?

Film opowiada o problemie, o którym każdy dobrze słyszał- pedofili. Pomimo tak kontrowersyjnego tematu, twórcy zachowali subtelność, skupiając się tym samym na czymś o wiele ważniejszym niż drastyczne sceny. Mianowicie na historii 9- letniej dziewczynki i byłego rządowego agenta USA- Timma Ballarda, który narażając własne życie, dotarł do najmroczniejszych zakamarków świata, by nieść ratunek.

Wszystko zaczyna się niepozornie, dwójka dzieci zaproszona na casting, wielkie obietnice i marzenia. Dla dziecka z Hondurasu bycie zauważonym przez kogoś takiego jak lokalną miss, brzmi jak sen- w rzeczywistości był to koszmar, z którego nie można było się obudzić. Porwania, domy publiczne, strach i wyzysk, to jedyne na co mogli liczyć bohaterowie filmu. Należy jednak pamiętać, że to o czym mówimy to realny i globalny problem i tu właśnie zauważamy, że film jest podkoloryzowaną sensacją, Monteverde pokazał nam świat zbyt upolityczniony, w którym pedofilia jest zamiatana pod dywan, a samego Timma Ballarda wykreował na herosa. Film choć świetny, nie oddaje w pełni prawdy i musimy o tym głośno powiedzieć. Niemniej wprowadza nas do prawdziwego jądra ciemności, na które żaden człowiek nie zasłużył.

Piekło- tak właśnie można opisać historię niejednego dziecka pokazanego na ekranie. Tym bardziej zaskakujące, że dzieło tak wzruszające, opowiadające o wielkiej tragedii, miało problem z dotarciem do widzów. Jim Caviezel (znany z "Pasji" Mela Gibsona), aktor wcielający się w postać Tima Ballarda, powiedział wprost, że film ten powstał już 5 lat temu, ale dopiero teraz trafił do kin. Jest to oczywiście zaskakujące, że w XXI wieku, studia boją się zabierać głos i tworzyć dzieła o tak wartościowej tematyce. Co najbardziej szokujące, to właśnie Disney zablokował dystrybucje tego filmu na kilka lat. Należałoby się zastanowić, czy studio znane ze swoich produkcji dla najmłodszych, powinno stopować kinomatografię obrazującą współczesne niewolnictwo i problem pedofili.

Pomimo różnych trudności reżyser - Alejandro Monteverde, może dziś cieszyć się wielkim sukcesem. "Sound of Freedom" zdobył niezaprzeczalną popularność w Stanach Zjednoczonych, plasując się na 3 miejscu w czołówce wraz z "Oppenheimerem" i "Barbie". Była to na pewno jedna z najbardziej wyczekiwanych premier z tego roku. W Polsce film ten również cieszy się popularnością, chociaż niestety nie tak dużą jak w USA, to jednak znajdziemy go każdym kinie.

To genialnia opowieść i świeta praca reżysera, ale również zachwycający aktorzy. Oprócz niesamowitego Jima Caviezela, na ekranie dostrzegamy również Billa Campa, wcielającego się w głównego pomocnika Ballarda - "Vampiro". Zarówno jedna, jak i druga postać sprawia, że nie możemy oderwać oczu od ekranu, ale na największą pochwałę zasłużyli najmłodsi. Jest to bardzo ciężki film, na pewno obciążający psychicznie dziecko- a należy zwrócić uwagę, że jeden z głównych aktorów - Lucas Avila (wcielający się w 4 letniego Miguela) - miał zaledwie 9 lat podczas kręcenia "Sound of Freedom". To, że tak młoda osoba potrafi udźwignąć ciężar takiej postaci, jak Miguel, zasługuje na owacje na stojąco. To samo możemy powiedzieć o Cristal Aparacio - filmowej siostrze Miguela - Rocie.

"Sound of Freedom" to film, który trzeba zobaczyć. W kinach już od 15 września.

Ocena: 7,5/10

Nikola Domagała

fot. materiały prasowe