Zielona granica - recenzja
2023-09-25 09:23:20Można zaryzykować stwierdzenie, że każdy widz, śledzący polskie kanały informacyjne, zdaje sobie sprawę z kryzysu imigracyjnego na granicy polsko-białoruskiej. Tysiące cywilów uciekających do Unii Europejskiej z Iraku, Afganistanu, innych krajów Bliskiego Wschodu a nawet Afryki, stało się obiektem brutalnej gry politycznej. Pewnie jeszcze przed seansem „Zielonej granicy” mieliśmy jakąś opinię w tej sprawie, choć patrząc na potężny review bombing, można być pewnym, że nie tylko politycy oceniają ten film bez oglądania. Tymczasem do kina zdecydowanie warto się wybrać, bo Agnieszka Holland wcale nie zrobiła antypolskiego, plującego na mundury, oczerniającego pograniczników, tendencyjnego głosu ku uciesze naszych wrogów politycznych.
„Zielona granica” to po prostu bardzo dobry dramat, a dopiero później próba zwrócenia naszej uwagi na rzeczy trudne, niewygodne i bolesne w odbiorze. To jednocześnie kino fascynujące, emocjonujące, duszne, mocne i ważniejsze niż każde inne polskie dzieło w tym roku. Jeszcze w trakcie pokazu nasza głowa pełna jest przeróżnych myśli, refleksji, obaw i lęków, nie mówiąc już jak silna potrzeba rozmowy wypełnia nas po napisach końcowych.
Agnieszka Holland oczywiście nie stara się ukryć swoich poglądów, często wyolbrzymia, domniemywa, oskarża i sugeruje zjawiska łamania podstawowych praw człowieka przez obie strony na granicy polsko-białoruskiej. Prawem reżyserki filmu fabularnego jest subiektywne przedstawienie białoruskich wojskowych jako zwyrodnialców i naciągaczy. Prawem reżyserki jest zwrócenie uwagi, że wśród polskich pograniczników trafiają się ludzie uczciwi, wrażliwi, pomocni, ale też ci do szpiku przesiąknięci nienawiścią, potrzebą pokazania wyższości, służbiści na rozkazach przełożonych, mówiących na odprawie, że uchodźcy „to nie są ludzie, tylko żywe pociski”. Holland z tych praw korzysta, ale mamy wrażenie, że uczciwie, skupiając się na kilku stronach konfliktu.
Mamy tu kilka wątków, które z czasem zaczynają się przeplatać. Są rodziny uciekające przez nasz kraj do Szwecji. Są aktywiści, robiący co w ich mocy (także prawnej), aby ukrywający się po lasach ludzie (często chorzy, wyczerpani, głodni i ranni) dostali pomoc godną człowieka z paszportem, który chce dostać azyl i prawo do rozpatrzenia swojej sprawy. Są też tzw. zwykli mieszkańcy z miejscowości w pobliżu przygranicznych lasów, skłonni udzielać pomocy nawet wtedy, kiedy może to sprowadzić na nich poważne kłopoty. W końcu są wojskowi, których rozkazy często stoją w opozycji do moralności, nie wspominając o przepisach Konwencji Genewskiej czy Unii Europejskiej (a i jej się tu nieźle dostaje).
Konkluzja z tego wszystkiego jest prosta. Zawsze na końcu każdego karabinu, termosu z herbatą, drutu kolczastego, opatrunku czy (nie)złamanego rozkazu jest człowiek. U Holland nie widzimy ludzkiej masy, tylko pojedyncze osoby. W „Zielonej granicy” ich historie się przeplatają – czasem kończą dobrze, czasem źle, a czasem nie kończą się wcale, gdzieś i nagle urywają, co zazwyczaj można wytknąć jako błąd w scenariuszu, ale nie tym razem. Trzeba samemu się zastanowić, co stało się z ciężarną kobietą przerzuconą przez płot albo wykończonym mężczyzną, który miał poczekać w lesie na pomoc, ale rano już go nie było.
„Zielona granica” nie może być omawiana jedynie pod względem zgodności z faktami, doniesieniami aktywistów, polityków, wojskowych czy naocznych świadków. Musi być omawiana też jako dzieło filmowe, a na tym polu Holland (po kilku wpadkach) nie zawiodła. Dostaliśmy poruszający dramat, który chwytałby za serce nawet bez inspiracji prawdziwymi wydarzeniami. Piękne, czarno-białe zdjęcia, muzyka, świetny montaż oraz rewelacyjne aktorstwo sprawiają, że „Zielona granica” imponuje jakością – emocjonalną i realizacyjną.
I na koniec jeszcze jedna, kluczowa kwestia. Czy krytyka polskiej armii z definicji oznacza antypolskość? A może to konstruktywne, pełne troski zwrócenie uwagi na patologię, którą trzeba wykorzenić? Czy lepiej dla wszystkich robi ten, co z klapkami na oczach klaszcze, gdy wszystko wokół płonie, czy raczej ten, co dzwoni na straż pożarną, by wskazać źródło ognia i sprawcę podpalenia?
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
fot. Agata Kubis
Zobacz też: Tłum gwiazd na premierze filmu "Zielona granica" w Warszawie [FOTO]