Śledztwo Spensera - recenzja
2020-03-17 17:42:18Uwaga: recenzja zawiera spoiler.
Film Petera Berga dostępny na Netflix od 6 marca 2020 roku jest historią byłego policjanta z Markiem Wahlbergiem w roli głównej. Znany jako wojownik z "Fightera",gdzie zagrał u boku Christiana Bale’a bądź z "Infiltracji" starał się i tutaj walczyć dzielnie...
Piękno i powtarzalność
Na początku reżyser raczy swoich widzów pięknymi widokami Bostonu, przy czym w tle rozbrzmiewa dźwięk odgłosów z sali sądowej. Akcja nabiera tempa. Falstart? Spencer wychodzi z więzienia. Chce coś rozwiązać, uratować świat, by pokazać otwarcie swoją wspaniałomyślność. I ta wspaniałomyślność plus pewność siebie nie schodzi z twarzy Wahlberga przez cały seans. W końcu można pomyśleć, że nie zmieni się już jej wyraz. I faktycznie, nie zmieni. Niezależnie czy pląsa po zajezdni autobusowej, czy idzie zebrać trochę informacji... Zamiast nich dostaje jednak pieszczotliwe ciosy, zdarzające się nader często... Przejaw masochizmu? Jego współlokator Hawk, zawodnik MMA (Winston Duke) dość błyskotliwie zauważył, że nic z tego całego przedsięwzięcia Spensera nie wynika.
Coś tu nie gra
A jednak. Wyszedł na wolność i znowu jest na celowniku. Były policjant mimo częstego lania i narzucającej się byłej dziewczyny wziął się za rozwiązanie sprawy morderstwa jego kolegów. Zaczął więc współpracę z Hawkiem oraz z Cissy (Ilza Schlesinger). Hałaśliwa blondynka była rzekomo przeszkodą w dochodzeniu do prawdy, a raczej krzykliwym odskokiem od tej nierealności fabularnej. Wydawać by się mogło, że właśnie ta panikara, była w tym wszystkim najbardziej naturalna.
Chwilowe zadośćuczynienie reżysera?
Zdjęcia, które przesycone są długimi ujęciami z lotu ptaka lub promieniami słonecznymi zakrywają niedoskonałości "Śledztwa". Miały na celu chyba widza uwieść i zapleść w słoneczną otoczkę nie aż tak krwawego Bostonu. Po nich następuje przeskok do miejsca, gdzie pojawiają się panowie w mundurach, piękne samochody i sprzeczki. Mięśnie znowu się napinają, usta mamroczą przekleństwa bądź zbereźne słówka w sam raz dla narkotykowego światka ze skorumpowanymi policjantami. Naiwne pytanie: "od kiedy policjanci zabijają policjantów?" uwypukla tylko kiepsko napisany scenariusz.
Jaki finał?
Trzeba przyznać, że Wahlberg starał się, jak mógł być przekonującym w tak złym świecie, tak naprawczym w niepożądanym środowisku. Przecież każdy mówił i to ileż razy, żeby dał sobie spokój. Czemu się więc tak upierał, idąc tym swym nonszalanckim krokiem…?
Ostatecznie wszystko poszło szybko i gładko. Niestety za gładko. Ktoś atakował Spensera tasakiem, ten szybko się regenerował po pobiciach i znowu wracał do gry. Finalnie dopiął swego - źli panowie zostali ukarani i poszli spać do swoich więziennych łóżeczek równo po dobranocce narkotykowej. Wygląda na to, że widzowie dostali tyle i aż tyle.
Netflix oferuje coś na kształt kryminału, mającego zamiar być poważną walką kryminalistów ze stróżami prawa. Średnia produkcja nie przewraca do góry nogami życia, nie sprawia, że kibicuje się głównemu bohaterowi. Historia zapowiadała się ciekawie, miała swój potencjał, na przykład na dokument. W końcu film luźno opierał się na książce Ace'a Atkinsa "Wonderland". Fabuła nie została zbyt dobrze poprowadzona przez mało wiarygodną grę aktorską, nieśmieszne dialogi i nieklejącą się ze sobą akcję. Wyjaśniające wstawki, kto, kogo i gdzie były po prostu zbędne. A wszystko to usiane sporą dozą nieracjonalnych działań, które utwierdzają tylko w przekonaniu o średniej jakości scenariusza oraz całego filmu.
Ocena końcowa: 5/10
Paulina Jakubowska
fot. materiały prasowe Netflix