Resident Evil: Wieczny mrok - recenzja
2021-07-09 10:53:10Leon S. Kennedy i Claire Redfield, gwiazdy serii gier wideo "Resident Evil", po raz pierwszy w historii pojawili się w serialu animowanym komputerowo, który 8 lipca 2021 zadebiutował na platformie Netflix. "Resident Evil: Wieczny mrok" składa się z czterech odcinków po około 25 minut każdy, choć realnie patrząc spokojnie można było zrobić z tego klasycznie opowiedziany 80-minutowy film. bez względu na formę podawczą, jest to produkcja wysoce rozczarowująca, wypadająca blado nawet w zestawieniu z takimi tytułami jak "Resident Evil: Degeneracja" czy "Resident Evil: Vendetta".
Leon i Claire wplątani w poplątaną akcję
"Resident Evil: Wieczny mrok" proponuje fabułę, w której chronologia wydarzeń jest lekko zaburzona i często widzimy retrospekcje powracające do misji w Penamstanie (fikcyjna wersja Pakistanu?), gdzie podczas misji wojskowej doszło do wybuchu epidemii wirusa, zamieniającego ludzi w zombie. Obserwujemy to z różnych punktów widzenia, ale współczesna akcja prowadzi nas do dość oczywistych wniosków, że za wszystko odpowiedzialny jest złoczyńca, pragnący dorobić się na broni biologicznej.
Intryga, którą wplątani są Leon i Claire oraz takie postacie jak Shen Mei, jest grubymi nićmi szyta, naiwna i po prostu głupiutka, ale twórcy zdecydowali, że nie będzie rozmachu i emocji bez podbijania stawki do granic absurdu. Mamy tu wszystko! Atak zombie w Białym Domu, zombie-szczuty na statku podwodnym, eksperymenty z superżołnierzami, zdrady wśród polityków (konflikt między USA a Chinami wisi na włosku) i walkę z napakowanym mutantem w finale. Szkoda tylko, że tego wszystkiego jest za dużo, i ani jeden element nie został zrobiony solidnie.
Postacie pozbawione są osobowości i zupełnie nie przypominają ludzi, choć twórcy postawili na realistyczny styl grafiki i animacji. Niestety, o ile w czasie walki ruchy bohaterów są nieźle odwzorowane, to ich model chodzenia, zwłaszcza w przypadku Shen wygląda okropnie sztucznie. Trudno się do tego przyzwyczaić przez cały seans tego serialu.
"Resident Evil: Wieczny mrok" ma wszystko i nic
Co ciekawe, choć jest tu milion wątków , to w czasie tych ledwie 80 minut dostajemy kilka zdecydowanie przedłużonych i nudnych dialogów ekspozycyjnych, podczas których nic nie dzieje. Może twórcy chcieli zbudować tarantinowskie napięcie, ale absolutnie im to nie wyszło. Nieźle zrealizowano samo strzelanie do zombie, ale dziwnym trafem, w produkcji mającej w tytule "Resident Evil" jest tego dość mało. Wielka szkoda, bo zdawało się, że Netflix zapewni ciekawszą rozrywkę. Pozostaje czekać na premierę aktorskiego filmu "Resident Evil: Witajcie w Raccoon City".
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix