Randka, bez odbioru - recenzja
2023-04-25 09:16:26„Randka, bez odbioru” (premiera 21 kwietnia 2023 roku na Apple TV+) to film, którego problemy zaczynają się na polskim tłumaczeniu oryginalnego tytułu „Ghosted”, a kończy się na chaosie stylistycznym i gatunkowym. Po drodze jest jeszcze próba podrobienia ostatniego filmu o Bondzie oraz żenujące cameo kilku gwiazd. Dlaczego film, który miał szansę fajnie nawiązać do takich produkcji jak „Prawdziwe kłamstwa” czy „Wybuchowa para” niestety totalnie nie wypalił? Przeczytajcie recenzję!
Chris Evans i Ana de Armas to aktualnie wielkie gwiazdy Hollywood, a połączenie ich w filmie akcji z elementami komedii romantycznej było świetnym pomysłem. Niestety, wykonanie kuleje na każdym kroku. „Randka, bez odbioru” zaczyna się jak tandetna komedia, której twórcy kompletnie nie mają pojęcia jak sprawić, by widz dał wiarę w związek ekranowej pary. Jakimś cudem, miedzy wspomnianymi gwiazdami kompletnie nie ma chemii, choć spotkali się już na planie świetnego kryminału „Na noże”.
Akcja pędzi, by jak najszybciej przejść od sztucznego romantyzmy do typowego kina akcji i tu problem jeszcze narasta. Gdy śliczna i słodka bohaterka nagle zamienia się w maszynę do zabijania z poczuciem misji, kilkukrotnie powtarzając, że życie jej chłopaka jest niewiele warte w zestawieniu z bezpieczeństwem narodowym, robi nam się pierwszy zgrzyt. Drugi powstaje, gdy wspomniany chłopak świetnie daje sobie radę w walce z wyszkolonymi najemnikami, a zabicie człowieka nie robi na nim wrażenia.
Do tego dochodzą jeszcze sceny zrealizowane totalnie na serio, jakby Dexter Fletcher zapomniał, że nie robi thrillera szpiegowskiego z moralnymi rozterkami bohaterów tylko komedię akcji. To niezdecydowanie i gatunkowy rozkrok jest chyba największym grzechem twórców, przez co oglądając film, który powinien nas bawić, w pewnym momencie już sami nie wiemy czy śmiać się, czy płakać, co czuć...
Tę ekranową randkę trochę ratują żarty, których nie ma zbyt wiele, ale jednak są. Zabawne jest to jak na różnych etapach, różne postacie drugoplanowe sugerują parce głównych postaci, aby wynajęli sobie pokój. Fajna jest też sekwencja pościgu autobusem oraz pomysł na cameo przyjaciół Evansa z filmów Marvela, choć i tu ktoś poszedł o krok za daleko, bo naprawdę słabe jest zapraszanie na siłę Deadpoola, który w MCU jeszcze nie zadebiutował. Blado wypada też strzelanina na końcu, gdzie wskazówki reżysera dla Any de Armas sprowadzały się pewnie do - Rób to samo co agentka Paloma w „Nie czas umierać”. Ciekawe czy powiedziała mu - Ale ty nie jesteś Cary Joji Fukunaga.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe