Puls Seulu - recenzja
2022-08-29 11:32:3526 sierpnia 2022 roku na platformie Netflix zadebiutował koreański film pt. „Puls Seulu”, którego akcja przenosi nas do tytułowego miasta w roku 1988. Gdy świat ekscytuje się nadchodzącymi Igrzyskami Olimpijskimi grupa kierowców z kłopotami z prawem dostaje od prokuratora propozycję nie do odrzucenia. Bohaterowie zostają wciągnięci w śledztwo dotyczące przekrętów finansowych pewnej celebrytki, a ich zgranie i zuchwałość będzie tym, co wpakuje ich w tarapaty, ale też z nich wyciągnie. Pytanie tylko - czy warto to wszystko zobaczyć? Przeczytajcie recenzję filmu „Puls Seulu”!
Szybko i wściekle
Tytułowy „Puls Seulu” wyznacza tu muzyka ze składanki, którą bohaterowie puszczają sobie podczas kolejnych kursów. Są to dość ryzykowne misje, ale ich wykonanie może skutkować legalnym wyjazdem za granicę ku lepszej przyszłości. A jako widzowie życzymy im jak najlepiej. Nie ma chyba drugiej takiej kinematografii jak koreańska jeśli chodzi o taki sposób przedstawienia postaci, by widz uwielbiał je już po kilku ujęciach. W tym wypadku przoduje w tym wyjątkowo sympatyczna bohaterka, którą gra 27-letnia Park Ju-hyun, jednak panowie z zespołu także są pozytywnymi wariatami, a ich zachowanie nie epatuje głupotą, jak to w wielu komediach bywa.
Czy to zrobił Guy Ritchie?
Co prawda „Puls Seulu” to nie jest typowa produkcja nastawiona na rozbawianie nas, ale śmiesznych scen jest tyle samo co tych trzymających w napięciu. Twórcy zaserwowali tutaj połączenie kina akcji w stylu serii „Szybcy i wściekli” (części 5-7, czyli bez wyścigów, ale i bez absurdów i żenady) ze stylem narracji i reżyserii jaki proponuje Guy Ritchie. Naturalnie to nie jest ten poziom realizacji ani charyzmatycznego aktorstwa, ale seans ogląda się bardzo przyjemnie i te ponad 2 godziny mijają nam naprawdę szybko.
Kochane lata 80'
Sceny pościgów są nakręcone świetnie, ale największą siłą „Pulsu Seulu” jest... styl! Od muzyki, przez kostiumy aż po same samochody – tutaj wszystko wygląda i brzmi doskonale, a inspiracje latami 80-tymi widać na każdym kroku, nawet w uwielbieniu bohaterów do jedzenia w koreańskim „Maku” i picia pysznej coli. Sama historia jest dość przewidywalna, bo gdy wszystko idzie aż zbyt łatwo, to wiadomo, że sprawy muszą się skomplikować, ale opowieść jest poprowadzona tak dobrze, że ta schematyczność nawet nam nie przeszkadza. Zdecydowanie warto poczuć „Puls Seulu”!
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix