Przyszłość w naszych mękach
2009-09-02 09:53:38
Czterech przyjaciół z dawnych czasów spotyka się na jubileuszu ich dawnej szkoły podstawowej. Mamy więc salę gimnastyczną, paluszki, ceratę i wielki slogan – „Przyszłość w naszych rękach”. Hasło z czasów świetności szkoły, które w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zmienia się w o wiele bardziej trafne – „Przyszłość w naszych mękach”. Tak poznajemy bohaterów filmu, którzy będąc na emeryturze ledwo wiążą koniec z końcem. Imają się więc wszelakiego typu zajęć od wstydliwego noszenia stroju pingwinka reklamującego firmę z mrożonkami do włamów włącznie.
Podczas jednego z nieudanych włamów, na skutek nieoczekiwanego splotu szczęśliwych wydarzeń, ratują przed powieszeniem się Mariana, swojego dawnego kolegę ze szkolnej ławy – tego piątego. Niedoszły samobójca nie ma pracy, zostawiła go żona a on po prostu… nie ma ochoty na nic. Wybawiciele postanawiają pełnić straż nad Marianem, śledząc wszystkie jego poczynania. Znajdują rozwiązanie na jego cierpienia – powinien zmienić klimat. Chcą wysłać go do ciepłych krajów. Z głodowych emerytur wynoszących dokładnie pięćset siedem złotych nie są w stanie zrealizować planu. Do tego celu potrzebny jest im zastrzyk gotówki. Tu rodzi się plan doskonały, przypominający te rodem z filmów Guy’a Ritchie’ego, napadu życia.
Oglądając film, przeniosłam się do czasów, o których opowiadali rodzice. Kamera przemierzała wszystkie zapomniane zakątki starej Nowej Huty, w których czas się zatrzymał. Odwiedziłam miejsca dawnej komunistycznej świetności – upadłe kino „Świt”, przekształcone w komis, w którym można kupić wszystko od serwetki po meblościankę. „Jubilatkę” – kawiarnię, w której herbatę nadal podaje się w szklance z koszyczkiem a wątpliwie wyglądający klienci śpią na stołach. Widoki, które powodują raczej smutek niż śmiech. Trwa on jednak ułamek sekundy, gdyż cała fabuła jest zbyt zabawna i zaskakująca, aby pozwolić widzowi na nostalgię.
Krótko - po prostu dobry film. W rolę przyjaciół wcielili się nowohuccy naturszczycy - żaden z nich nie miał nigdy nic wspólnego z filmem. Należy się więc Panom duża pochwała. Plus rewelacyjna muzyka Jarosława Januszewicza, na stałe związanego z Mumio, która sprawiała, że część widowni radośnie machała nogą w jej rytm. Warto zobaczyć. Polecam.
Premiera filmu prezentowana była w ramach Nowohuckiego Festiwalu Filmowego. Niebawem będzie można zobaczyć go w Kino Polska.
Magdalena Baranowska
(magdalena.baranowska@dlastudenta.pl )