Przeznaczenie, które mieszka w szklanym domu
2006-09-07 11:48:51„Dom nad jeziorem" jest wzruszającą opowieścią o miłości. Nie jest to jednak banalne love story, a pełen ciepła i wrażliwości obraz oparty głównie na dialogu dwóch kochających się osób, rozdzielonych czymś tak prozaicznym jak czas.
Doktor Kate Foster (Sandra Bullock) porzuca praktykę lekarską w szpitalu na przedmieściach i rozpoczyna pracę w klinice w Chicago. Musi wyprowadzić się z pięknego szklanego domu nad jeziorem, który wynajmowała, i dostosować się do życia w metropolii. Opuszczając dom, zostawia list zaadresowany do przyszłego lokatora, w którym zwraca się prośbą o przesyłanie przychodzącej korespondencji na jej nowy adres. W liście wspomina też o śladach psich łap odciśniętych w farbie, które były zanim się wprowadziła. Jednak kolejny lokator - Alex (Keanu Reeves), utalentowany architekt - zastaje dom zakurzony i zaniedbany. Nic nie wskazuje na to, że ktoś tu niedawno mieszkał. Lekceważy więc dziwny list Kate, do czasu gdy podczas malowania poręczy pomostu spostrzega psa, który zostawia ślady łap dokładnie w miejscu, które opisała Kate. Dwójka bohaterów zaczyna ze sobą korespondować. Okazuje się, że mieszkają w tym samym domu nad jeziorem, ale w odstępie dwóch lat. Wymianę listów umożliwia im w niewytłumaczalny sposób skrzynka pocztowa. Kate wkłada list w 2006 roku, a Alex odczytuje go w 2004 i odwrotnie. Takie rozwiązanie koncepcji komunikacji w czasie może zaintrygować. Dalszy ciąg filmu jest dość przewidywalny. Alex i Kate zakochują się w sobie, a ich celem staje się pokonanie czasu i możliwość spotkania się. Umawiają się na wspólne spacery, przemierzają te same przestrzenie. Widzimy ich siedzących na sąsiednich ławkach w parku, pochylonych nad kartką papieru w tej samej kawiarni. Taki montaż świetnie podkreśla bliskość tych ludzi, a jednocześnie uwydatnia przepaść, która wydaje się nie do pokonania - dzielący ich czas.
Ciekawym pomysłem wydaje się wykorzystanie w filmie powieści Jane Austen „Perswazje". O książce tej z czułością wypowiada się Kate. Znający treść „Perswazji" od razu zgadną, że schemat, pozwalający na ponowne spotkanie się osób sobie przeznaczonych, zaczerpnięty został właśnie z tej powieści. Podobnie jak czytelnik „Perswazji" przerzuca kartki, oczekując ponownego złączenia się Anny Elliot z kapitanem Wentwothem, tak samo widz „Domu nad jeziorem" niecierpliwi się, czy Kate i Alex w końcu się spotkają. Co prawda z fabuły filmu wynika, że do spotkania tej dwójki doszło już wcześniej - podczas przyjęcia urodzinowego Kate. Jednak oboje mieli wtedy partnerów i nie wykorzystali okazji, jaką zesłał im los. Otrzymali drugą szansę - połączyło ich przeznaczenie, które mieszka w szklanym domu.
Wspomniałam już, że rozwinięcie fabuły jest dość przewidywalne, nie oznacza to jednak, że cała historia jest banalna i niewarta zobaczenia. Przeciwnie, pełen subtelności obraz wprowadza widza w nieco odrealnioną przestrzeń na krawędzi dwóch światów. Atmosfera budowana przez kolejne sceny przesycona jest napięciem, romantycznością i niezwykłością, które towarzyszą związkowi tych dwojga. Ich sytuację świetnie odzwierciedla fragment wiersza J. Bergaminiego:
spotkanie z niemożliwością
spotkania jest ich spotkaniem
Cała ta fantastyczna kreacja połączona z doskonałą muzyką Rachel Portman i świetną grą aktorską wygląda obiecująco. Doskonale w swoją rolę wcieliła się Sandra Bullock, nadając granej przez siebie postaci odcień melancholii i wdzięku. Keanu Reeves, znany z ról w takich filmach jak „Matrix" czy „Constantine", w „Domu nad jeziorem" zagrał po prostu zakochanego mężczyznę. Trzeba przyznać, że z takim stanem uczuć nawet mu do twarzy, choć zdecydowanie lepiej ogląda się go w rolach wielkiego bohatera. Urody całości dodają sielskie krajobrazy okolic domu nad jeziorem i architektoniczne zabytki Chicago, chociażby takie jak Uniwersytet Roosevelta z końca XIX wieku czy kawiarnia Artist's Café w śródmiejskim Fine Arts Buliding z 1885 roku, w której Alex umówił się z Kate.
Warto dodać, iż „Dom nad jeziorem" oparty został na koreańskim filmie „Siworae", który zdobył nagrodę publiczności na międzynarodowym festiwalu filmowym w Pusan w Korei. Swoją wyjątkowością i uniwersalnością ujęcia tematu zwrócił uwagę producentów Douga Davisona i Roya Lee, którzy postanowili przesłanie filmu przekazać szerszej publiczności. Zadanie to powierzyli Alejandrowi Agresti, znanemu z reżyserii takich filmów jak „Valentin", „Buenos Aires Vice Versa" czy „Mniej zły świat". A przesłanie tej historii wydaje się proste: warto wierzyć i czekać na prawdziwe uczucie, nawet jeśli zdaje się być ono bardzo odległe czy nieosiągalne. Być może niektórzy po niecałych dwóch godzinach w kinie stwierdzą, że to tylko kolejny ckliwy obrazek z happy endem, ale wielu widzów film ten przekona, poruszy, a co najważniejsze - oczaruje.
Joanna Gauden
(joanna.gauden@dlastudenta.pl)