Ant-Man i Osa - recenzja
2018-08-07 09:43:09Po epickim, zarabiającym ponad dwa miliardy dolarów filmie „Avengers: Wojna bez granic”, przyszedł czas na kolejną, tym razem znacznie mniejszą produkcję Marvela. „Ant-Man i Osa” to dla równowagi zdecydowanie bardziej kameralna historia, która dla jednych będzie całkowicie do pominięcia, a innych zainteresuje i rozbawi. Czy to dobry film? Przeczytaj recenzję!
„Ant-Man i Osa” to kontynuacja przygód Scotta Langa, który po wydarzeniach ukazanych w filmie „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, trafił do aresztu domowego. Siedząc w zamknięciu, na szczęście nadal może spotykać się z córką – Cassie oraz pomagać w legalnej pracy swoim kumplom z Luisem na czele. Oczywiście co rusz jego dom nawiedzają agenci rządowi, by sprawdzić czy nasz bohater przestrzega zasad. Jednak Scott odczuwa też skutki wyprawy do świata kwantowego (końcówka pierwszego „Ant-Mana”) i zdaje się, że jest kluczem do uratowania Janet van Dyne – matki Hope i żony Hanka Pyma. Wpada przez to w wir wydarzeń, zmuszających go do złamania zakazu opuszczania domu...
Faktem jest, że fabularnie nowy „Ant-Man” ma niewiele wspólnego z resztą Kinowego Uniwersum Marvela i jeśli nie jesteście fanami tej postaci, to możecie sobie z czystym sumieniem darować seans i czekać na kolejne epickie przygody Avengersów czy przedstawienie Kapitan Marvel. Jeśli jednak polubiliście bohaterów z „jedynki” to tutaj znajdziecie po prostu więcej tego samego.
Mamy tu (do znudzenia) pomniejszanie i powiększanie, zarówno poszczególnych postaci, jak i samochodów, a nawet całych budynków. Mamy 3-4 sceny akcji z finałowym pościgiem na czele oraz oczywiście duży wątek świata kwantowego, do którego w uniwersum pewnie jeszcze wrócimy. Dobrze wypadają wspólne sceny Ant-Mana i Osy, w których nasz tytułowy duet ma dobrze pokazaną i wiarygodną „chemię”.
Podobać może się humor, którego nie ma tak dużo jak w pierwszej części, ale nadal jego dawka jest wystarczająca. Dobrze wypada zarówno humor sytuacyjny (mimo kilku oklepanych żartów) jak i ten w dialogach. Królem zabawnych scen jest tym razem nie Luis, a sam Scott. Grający go Paul Rudd daje w jednej ze scen niesamowity popis talentu, podczas którego będziecie umierać ze śmiechu.
„Ant-Man i Osa” nie ma nic więcej do zaoferowania. Nie ma na siebie takiego oryginalnego pomysłu jak pierwsza część. To przyjemny film, ale nie wzbudza większych emocji. Jest raczej jak ten słabszy odcinek ulubionego serialu, a nie epizod, do którego z chęcią się wraca.
Michał Derkacz
Ant-Man i Osa, reż. Peyton Reed, prod. USA, czas trwania 118 min, polska premiera 3 sierpnia 2018
fot. materiały prasowe