Post mortem: W Skarnes nie umiera nikt - recenzja serialu
2021-08-27 21:45:20“Post mortem: W Skarnes nie umiera nikt” to najnowszy serial Netflixa, który został wypuszczony 25 sierpnia 2021 roku. Produkcja reżyserii Haralda Zwarta i Pettera Holmsena bierze na warsztat popularny ostatnio w kinematografii motyw wampirów i ogrywa go na nowo. Czy norweski thriller z wątkiem kryminalnym dobrze się ogląda? Przeczytajcie recenzję serialu.
Zobacz także: Wampirzyca kontra terroryści w filmie "Krwawe niebo" [WIDEO]
Powrót do żywych
Już od pierwszych scen jest ciekawie. Główną bohaterkę poznajemy, gdy jest już martwa. Jej ciało znaleziono porzucone na polu, policja z pewną dozą niepewności zleciła sekcję – w końcu takie rzeczy dużo kosztują, a dziewczyna pewnie zmarła naturalnie, co z tego, że w kwiecie wieku.
Dziwaczna i niepokojąca przygoda Live Hallangen (w tej roli ujmująca Kathrine Thorborg Johansen) zaczyna się, gdy budzi się na stole w prosektorium. Opłakana przez rodzinę, uznana za martwą wiele godzin temu, wraca do życia, jakby nic się nie stało. Prędko jednak odkrywa, że coś się zmieniło. Jej zmysły się wyostrzyły, jedzenie przestało smakować, sen nocą stał się abstrakcyjnym pomysłem. No i jeszcze ten głów. Nieposkromione pragnienie krwi.
Podczas gdy Live walczy ze swoją nową, niezrozumiałą naturą, jej brat (uroczo zagubiony Elias Holmen Sorensen) zmaga się z problemami finansowymi. W Skarnes nikt nie umiera, więc zakład pogrzebowy rodziny Hallagenów podupada. Długów do spłacenia jest więcej niż przychodów, staruszki jak na złość uparcie trzymają się życia, a wypadków zwyczajnie brak.
Głodna wampirzyca, miasteczko pełne żywych, soczystych kąsków i podupadający rodzinny biznes. Rozwiązanie wszystkich problemów nasuwa się samo. Co może pójść nie tak?
Hallagenowie i spółka
Obsada „Post mortem” spisała się na medal. Wszyscy istotni dla fabuły bohaterowie są zarysowani wyraźnie, każdy z nich jest na swój sposób inny i unikalny. Łatwo polubić prezentowane na ekranie postacie. Co innego z angażowaniem się w świat przedstawiony, a także samą historię. Kibicować bohaterom to jedno, co innego gdy widzowi rzeczywiście zależy na ich dobrobycie i szczęściu.
Najlepiej wypada rodzeństwo Hallangen. Kathrine Thorborg Johansen z wprawą portretuje niepewność swojej bohaterki, która w przedstawianym świecie zdaje się być równie zagubiona, co obserwujący całość widz. Przeskakując między szaleństwem, a chłodnym opanowaniem ani razu nie przerysowuje postaci Live. Odrobinę może w tym wszystkim brakuje tej bardziej ludzkiej, urokliwej, będącej w stanie rozkochać w sobie policjanta dziewczyny, ale przemiana w wampira zmienia człowieka. Ciężko też oczekiwać promiennych uśmiechów od bohaterki, której życie na raz rzuca stos kłód pod nogi.
Z kolei Elias Holmen Sorensen wypada niezwykle sympatycznie. Swoim występem równoważy powagę Johansen. Odgrywa chyba najbardziej ludzką postać w całej produkcji, co jest tym zabawniejsze, że jego bohater uśmiecha się na wieść o cudzej śmierci. Bez trudu bawi i rozczula, z łatwością angażując widza w obyczajową część historii.
Śmiać się, czy drżeć z przestrachu
Serial intryguje – to chyba jego największy atut. Historia jest całkiem ciekawa i rozwija się w dobrym tempie. Ważne elementy układanki nie są odkrywane za szybko, a każde rozwiązanie, sugeruje kolejne problemy i pytania. Może nie jest to epicka podróż na bezdechu, ale całość ogląda się całkiem przyjemnie. Zwłaszcza, że oprócz średniawej fabuły, otrzymujemy bardzo dobrą oprawę.
Muzyka wypada znakomicie – buduje klimat, sugeruje narastające napięcie i nadchodzące niebezpieczeństwo, które nie zawsze czuć w samej opowieści. Poważniejsze, czy mroczniejsze sceny są zbijane trywialnymi przerywnikami, wtrąceniami. Taki zabieg buduje ciekawą ironię, ale niestety nie pozwala wybrzmieć co mocniejszym fragmentom. Sama ironia także mogłaby zostać lepiej ograna – to trochę tak jakby twórcy nie byli pewni, czy chcą stworzyć czarną komedię, czy jednak thriller. W rezultacie serial stąpa niepewnie po granicy tych dwóch gatunków, robiąc niepewne odchyły raz w jedną, a raz w drugą stronę.
Ocena końcowa: 6/10
Marta Matuszewska
fot. materiały prasowe Netflix