Pod wiatr - recenzja
2022-02-14 10:55:0211 lutego 2022 roku na platformie Netflix zadebiutował polski film pt. „Pod wiatr”, w którym widzimy wakacyjną miłość między nastolatką z bogatej rodziny a wyluzowanym instruktorem kitesurfingu z nadmorskiego kurortu. Czy ta produkcja jest godna waszej uwagi?
Jak uwieść nastolatkę?
Ania ukończyła właśnie prestiżowe warszawskie liceum i dostała się na medycynę w Londynie, zgodnie z tym co zaplanował jej tatuś. Życie dziewczyny zostało przez niego dokładnie zaplanowane i aktualnie zmierza do przekazania jej kliniki, którą mimo pandemii ojciec prowadzi z sukcesami. Warto dodać, że mama Ani nie żyje, a na wakacje dziewczyna pojechać musiała nie tylko z ojcem, ale też jego nową kobietą oraz jej wiecznie płaczącym, szalenie irytującym synem.
Nic zatem dziwnego, że młoda dziewczyna, kiedy tylko ma okazję, ucieka w ramiona lokalnego podrywacza – przystojnego Michała, który nadarzającą się okazję wykorzystuje z pełną premedytacją, pełniąc rolę nie tylko instruktora (typowe stawanie z tyłu za dziewczyną i obejmowanie ją pod pretekstem pokazywania czegokolwiek), ale także pocieszyciela. Właśnie to pocieszanie jest dla niego okazją, by uwieść robiącą do niego maślane oczy nastolatkę.
Tu nawet seks nie jest romantyczny
Widzicie na czym polega główny (bo nie jedyny) problem tej produkcji? Mamy uwierzyć w szczere intencje i uczucia gościa, który jest tu pokazany jako jeden z kilku osobników, którzy zainteresowali się młodą (choć aktorka, która ją gra ma 26 lat i to widać na pierwszy rzut oka) i ładną dziewczyną podczas beztroskich wakacji.
Zadziwiająco rozbierana (jak na film w kategorii wiekowej 13+) scena seksu ma być symbolem wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia (dosłownie, patrzą a siebie już w pierwszej scenie filmu), ale nie da się w to uwierzyć - po pierwsze, jeśli znamy życie i po drugie, jeśli zagrane jest to tak sztucznie, jak tylko się da.
Beznadziejne, wyprane z wiarygodnych emocji aktorstwo jest kluczowym problemem filmu „Pod wiatr”, w którym wszyscy są chodzącymi karykaturami, uosobieniem klisz i schematów. Często bohaterowie reklam mają więcej charyzmy i ciekawsze osobowości niż ci, których widzimy w polskiej produkcji Netflix. Bardziej romantyczne od tego filmu są walentynkowe reklamy czekoladek.
Wiatr w oczy widza
„Pod wiatr” to tytuł, którego zdecydowanie nie powinno się pokazywać nastolatkom, bo płyną z niego niemal jedynie szkodliwe stereotypy, a wartościowy rodzynek w postaci niezłej sceny szczerej rozmowy Ani z ojcem, jest tu tylko wyjątkiem od reguły. A reguła jest taka, że ten film można obejrzeć, ale tylko z palcem na strzałce w prawo, bo obcowanie z nim przez pełne 108 minut zakrawa o masochizm.
„Pod wiatr” ma pełno teledyskowych wstawek, podczas których oglądamy montaż kitesurfingowym popisów, ale jest to tak samo męczące jak wszystkie inne sceny, dla odmiany pchające fabułę w stronę happy endu. Ten jednak nie daje nam do zrozumienia, że Ania i Michał są sobie pisani i któreś z nich będzie w stanie nagiąć swój styl życia, by być z partnerem dłużej niż do końca wakacji. Zgadujemy, że Michał zapomni o Ani gdy tylko jej auto zniknie za zakrętem. Tak samo my zapomnimy o filmie „Pod wiatr” zaraz po postawieniu tej kropki.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix Polska