Parasite - recenzja festiwalowa
2019-07-29 10:08:15Joon-ho Bong robił do tej pory filmy przyzwoite, raczej średnie, może niezłe, ale to już teraz nie ma zupełnie znaczenia, bo jego najnowsze dzieło wbija w fotel, nie daje o sobie zapomnieć i sprawia, że myślisz sobie - Dla takich filmów narodziło się kino. Dlaczego tak jest? Omawiamy w recenzji filmu "Parasite".
"Parasite" to historia wyjątkowo biednej rodziny, dla której złapanie pobliskiego wifi bez hasła jest powodem do świętowania, a składanie kartonowych opakowań na pizzę stanowi dorywczy środek utrzymania. Jest to jednak grupa ludzi bardzo się kochających, stanowiących równie zgrany, co zuchwały zespół. Dzięki temu, bezczelny plan, obsadzenia różnych stanowisk w domu bogatej rodziny, brawurowo wchodzi w życie, a wszystko zaczyna układać się znakomicie. Zdaje się, że nadeszła dobra passa dla ojca – szofera, matki – gosposi, syna – korepetytora i córki – terapeutki sztuką. Jednak los bywa przewrotny, a oszustwo musi wyjść na jaw. Jeśli nie odkryją go beztroscy, nieco naiwi i nieżyciowi bogacze, to zrobi to ktoś inny...
Chwała organizatorom 19. MFF Nowe Horyzonty, że przywieźli do Polski film, który podbił serca jury w Cannes, a teraz zrobił to samo z naszymi. Można przekonać się o sile kina azjatyckiego w najlepszym wydaniu. "Parasite" to opowieść o przewrotności losu, karmie, która wraca i uprzedzeniach, sprawiających, że rozwój fabuły zaskakuje widza tak samo jak biorących udział w akcji bohaterach.
To także wnikliwe spojrzenie na gigantyczne rozwarstwienie społeczne w Korei Południowej, bo choć w jednej ze scen parodiuje się reżimowe, północnokoreańskie wiadomości, wyśmiewając informowanie o sukcesach kolejnych prób atomowych, to nie da się nie zauważyć, że mieszkających w piwnicy zaradnych krętaczy, od bajecznie bohatych, opływających luksusem (koniecznie sprowadzanym z USA) właścicieli nowoczesnego domu z ogrodem, dzieli przepaść. Przejawia się ona zarówno w podejściu do codziennych spraw, jak i filozofii życia i nastawieniu do innych.
Tu wypada przejśc do aktorstwa, bo to jak poszczególne postacie działają na nas jest zasługą absolutnie kapitalnej gry całej obsady. Dosłownie każdy daje tu popis na najwyższym światowym poziomie. Trudna do przecenienia jest także reżyserska praca Joon-ho Bong, który odpowienio nimi pokierował, a do tego po mistrzowski przedstawił nam rozwój całej tej historii, która płynnie zamienia się z komedii, w komediodramat, by w finale stać się rasowym thrillerem, utrzymując widza w nieznośnym napięciu.
Musicie jeszcze wiedzieć, że dla bohaterów, których zdążymy już bardzo polubić, twórca bywa bezlitosny. To naturalnie nie każdemu się spodoba, szczególnie, że zachowania niektórych bohaterów w końcówce filmu trudno psychologicznie uzasadnić, sprowadzając do zwykłego "w afekcie". To mała rysa na bliskiej perfekcji układance skrajnych emocji, filmowych gatunków i gry z oczekiwaniami widza.
Punkt zwrotny w tej fabule jest piorunujący i wywraca wszystko do góry nogami. Oglądając pierwszą część filmu, nigdy w życiu nie pomyślelibyśmy, że czeka nas coś takiego. Obłęd na ekranie wbija nas w fotel, niezależnie czy nam się to podoba, czy nie. Jeśli nawet uznamy, że twórcy przesadzili, a druga część nie pasuje do pierwszej, to nadal "Parasite" spełnia swoje zadanie. Sprawia, że myślimy o tym tytule długo po wyjściu z kina, chcemy dzielić się wrażeniami z innymi, mimo zmęczenia psychicznego. To jest wielkie, błyskotliwe, straszne i zabawne jednocześnie, ponadczasowe dzieło.
Ocena końcowa: 9,5/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe