Pani dziekan - recenzja serialu
2021-08-21 10:25:34Jeszcze chwila nim rozpocznie się kolejny rok akademicki. Tymczasem Netflix zaprasza do zajęcia miejsca w sali i wysłuchania wykładu za pośrednictwem serialu „Pani dziekan”. Produkcja z Sandrą Oh w roli głównej to próba skomentowania aktualnych problemów ubrana w otoczkę komedii. Czy spełnia swoją rolę? Przeczytajcie recenzję i się przekonajcie!
Polecamy także: Seriale o szkole, które umilą powrót do nauki
Fabuła
Ji-Yoon Kim to 46-letnia kobieta, która obejmuje stanowisko dziekana na podupadającym wydziale anglistyki Uniwersytetu Pembroke. Awans przynosi jej jednak więcej zmartwień i problemów niż rzeczywistych korzyści. Pani rektor stawiane są coraz większe wymagania, narzucane kolejne ultimatum.
Główna bohaterka nie godząc się na zwolnienie najstarszych pracowników uczelni, próbując zaradzić niedostatecznej liczbie studentów zainteresowanych anglistyką, nie ma zbyt wiele czasu i możliwości, by wprowadzić zaplanowane przez siebie innowacyjne zmiany. Pozostali profesorowie i wykładowcy zaczynają mieć pretensje o znieważanie ich spraw oraz problemów, podczas gdy Kim za wszelką cenę próbuje nie dać sobie wejść na głowę wyższym władzom uczelni.
Tymczasem w życiu prywatnym wcale nie radzi sobie lepiej. Adoptowana córka sprawia problemy w rodzinie i szkole, dobry kolega z pracy, który od roku przeżywa żałobę po śmierci żony, chce nawiązać z Ji-Yoon intymną relację, a studenci pukają do drzwi dziekanatu z kolejnym zażaleniami. Co robić, kiedy nic się nie układa?
Prosta przyjemność
Nowy serial Netflixa korzysta ze sprawdzonych klisz, opiera się na znanych schematach. Nie próbuje szokować, czy pokazywać nieznaną dotąd stronę współczesnej edukacji. Jednak wbrew wszystkiemu, to wciąż przyjemna propozycja do obejrzenia w jeden weekend. Zarówno dla studentów, kadr dydaktycznych i wszystkich tych, którzy z uniwersytetam nie mają i nie chcą mieć do czynienia.
Całość ogląda się tym przyjemniej, że w głównej roli występuje przesympatyczna Sandra Oh. Zagrana przez nią pani dziekan to postać, z którą łatwo sympatyzować - stara się z całych sił być dobra matką, nauczycielką, przyjaciółką, ale jak to w prawdziwym życiu bywa, nie zawsze jej wychodzi. Ciężko doszukać się w "Pani dziekan" momentów, które pozwoliłyby aktorce wznieść się na wyżyny i prawdziwie zabłysnąć, to jednak wciąz prosta komedia obyczajowa. Nie mniej Sandra Oh radzi sobie jak może, próbując wnieść w bohaterkę jak najwięcej życia.
Lekkostrawne
Krótkie, bo ledwie trzydziestominutowe odcinki, niewymagająca fabuła z komediowymi elementami – to idealny przepis na wakacyjny seans, mimo akademickiego klimatu. Wszystkie zwroty akcji i suspensy pozwolą spokojnie przespać noc, a jednocześnie utrzymają uwagę widza aż do ostatniego odcinka. Może nie na bezdechu, nie wyciskając łez, ale wywołując cień uśmiechu na twarzy.
Owszem, serial porusza temat wielu poważnych problemów, ale głównymi wątkami wciąż pozostają te obyczajowe. Zaś proste żarty spychają na drugi plan, odbierają powagę wszystkim możliwym dramatom. „Pani dziekan” nie próbuje rozwiązywać bolączek współczesnego świata, raczej buduje historię na ich tle. Pytanie tylko czy to efekt zamierzony, czy może twórcy aspirowali do stworzenia czegoś więcej, łudząc się, że oto podsuwają widzowi godne rozważenia dylematy.
Ocena końcowa: 6/10
Marta Matuszewska
fot. materiały prasowe Netflix