One Piece - recenzja 1. sezonu
2023-09-04 11:05:1331 sierpnia 2023 roku na platformie Netflix zadebiutował serial „One Piece” – ekranizacja mangi autorstwa Eiichiro Ody. Głównym bohaterem jest Monkey D. Luffy - młody awanturnik, który pragnie wolności, przygód, skarbów, jednak najbardziej, powtarzając to do znudzenia, chce zostać królem piratów. Tak, dostajemy tu opowieść o wyprawie w poszukiwaniu bajecznego skarbu, tytułowego One Piece, aby zostać królem piratów. Czy warto to oglądać? Przeczytajcie recenzję!
Serial „One Piece” łączy znane motywy z „kina pirackiego” z
mangowym fantasy, gdzie praktycznie trudno wskazać zwykłego bohatera czy
bohaterkę, bo wszyscy są częścią plejady dziwacznych osobliwości, od człowieka-gumy,
przez szermierza, trzymającego trzecią(!) katanę w… zębach, hiszpańskiego najemnika-inkwizytora
z ogromnym (i drugim malutkim) mieczem, dowódcę marynarki z metalową szczęką, aż
po całą bandę ludzi-ryb.
„One Piece” to fantasy pełną gębą, a nawet fani tego gatunku z pewnością zobaczą tu coś nowego, jeszcze bardziej nietypowego i pokręconego niż wcześniej. Twórcy nie ograniczają się stylistycznie, brnąc w możliwie wierne przełożenie mangi na język filmu, a często robią to 1:1 i kadr w kadr. Na szczęście nie trzeba znać oryginału, bo cała historia jest tu dość czytelnie wyłożona od podstaw.
Poznajemy kolejnych bohaterów, a potem śledzimy ich przygody, które częściowo są sztampowe (scalanie załogi, szukanie statku, zdobycie mapy skarbu, walka ze złoczyńcami, wewnętrzne nieporozumienia itd.), ale mimo to całość robi świeże wrażenie i potrafi wciągnąć, nawet jeśli szybko domyślamy się w którą stronę pójdą dane wątki. Twórcy w 1. sezonie wyraźnie budują podstawy pod kontynuację. Muszą dawać retrospekcje z historią poszczególnych postaci, muszą przedstawić antagonistów i muszą zarysować przygodę na przyszłość.
Nie da się natomiast ukryć, że „One Piece” to serial tylko dla nastolatków, albo ewentualnie widzów kina młodzieżowego, którym nieprzebrana ilość kiczu, krindżu i mangowości nie przeszkadza w produkcji aktorskiej. Wykrzykiwanie nazw ciosów przed atakiem to tylko wierzchołek góry lodowej pt. adaptacja bez barier, co jednych zachwyci, a drugich odżuci w mgnieniu oka. Jest tu tak kolorowo, przaśnie i celowo tandetnie, jak to możliwe, a przy tym nierówno. Dla przykładu - efekty specjalne są świetne, ale już kostiumy to czasem chyba zwykłe koszulki z sieciówek.
Tym, co nas (bez znajomości materiału źródłowego) trzymało przy ekranie jest obsada – dobrana znakomicie, charyzmatyczna, przyjemna dla oka i fajnie grająca te wszystkie dziwaczne osobowości. To właśnie tę grupę chcemy nadal śledzić i dla niej polecamy przynajmniej zacząć oglądać „One Piece”, a może zostaniecie z nimi na stałe, sprawdzając materiał źródłowy.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix