Nie daj się zwieść zmysłom (Agnozja – recenzja)
2011-08-30 10:37:51"Agnozja” to książkowy przykład na to, jak można nie wykorzystać nawet w małej części potencjału dobrego pomysłu i zrobić z niego hiszpańską telenowelę.
Nie wiem, jak wy, ale ja mam w głowie takie dziwne połączenie: jeśli europejski film trafia do multipleksu (nie mam tu na myśli filmu polskiego), to musi on być z kategorii tych ambitniejszych. To przekonanie wywodzi się z charakteru kin o kilkunastu salach, których głównym celem jest masowa konsumpcja filmów rozrywkowych, z nielicznymi wyjątkami oczywiście. Natomiast filmy europejskie – poza takimi, które opatrzone są nazwiskami wielkich reżyserów Starego Kontynentu – najczęściej są gośćmi w kinach niszowych, studyjnych itp.
To przeświadczenie towarzyszyło mi podczas decyzji o wizycie na seansie hiszpańskiej „Agnozji”, filmu „producentów "Labiryntu Fauna" i "Sierocińca””, czym chwali się dystrybutor w udostępnionym przez niego opisie. Pierwsze kadry filmu to rok 1892 i Pireneje, gdzie przed kameralnym gronem europejskich wojskowych prezentowana jest nowa luneta do broni, wyposażona w nowoczesną soczewkę katadioptryczną (cokolwiek to znaczy). Podczas pokazu jej możliwości, mała dziewczynka o imieniu Joana upada, rozbijając soczewkę, a gdy wstaje, nie rozpoznaje swojego ojca, widząc tylko rozmyty i zniekształcony świat.
Okazuje się, że Joana (Bárbara Goenaga) choruje na agnozję – jej zmysły nie mają naturalnych filtrów i do jej mózgu dociera zbyt dużo bodźców (czy da się na to zachorować przez zwykły upadek?). Na przełomie wieków zostaje ona poddana trzydniowej kuracji, która zakłada totalną izolację od jakichkolwiek stymulantów słuchowych czy wzrokowych, co rzekomo ma wyleczyć ją z choroby. Joana pada jednak ofiarą intrygi konkurentki jego ojca, która za wszelką cenę chce zdobyć wzór zniszczonej soczewki i jest przekonana, że to właśnie Joana jest w posiadaniu tej tajemnicy. W wydobyciu sekretu pomaga jej szantażowany Vicent (Félix Gómez), który podczas służby u Joany zakochuje się w niej. A że jest bardzo podobny do jej narzeczonego…
Niby napisałem dwa akapity o fabule „Agnozji”, ale tak naprawdę jest to film o niczym, choć jego twórcy chcieliby, żeby był o wszystkim. Za dużo wątków zostało tu poruszonych, żaden nie został dopracowany, a te godne rozwinięcia pozostały w powijakach. Mamy tu bowiem śledztwo gospodarcze, szantaż nie wiadomo za co i dlaczego, błyskawiczną miłość, seks, kwestie etyczne, dylemat doboru „dobrych” odbiorców broni, politykę, bla, bla, bla. A najciekawszy element filmu, tj. świat widziany oczami chorej Joany, to w sumie jakieś niecałe 20 sekund projekcji, przedstawione w kilku częściach.
Zupełnie jakby twórcy „Agnozji” zapadli właśnie na tytułową chorobę. Zbyt wiele pomysłów naraz przełożyło się na takie pomieszanie z poplątaniem, że nawet Aleksander Wielki podciąłby sobie żyły, nie mogąc rozwiązać tego węzła. Ostatecznie jest to film co najwyżej przeciętny, ze wskazaniem na nużący i bez głębszego sensu. Przeświadczenie, o którym wspomniałem na początku, tym razem okazało się do bólu złudne. I nie dajcie się zwieść opisowi filmu na ulotce czy w materiałach dystrybutora – „Agnozja” to nie jest film, w stosunku do którego powinno się pojawiać uczucie żalu w związku z niezobaczeniem go. Nawet „producenci „Labiryntu Fauna” i „Sierocińca”” nie są w stanie pomóc, jeśli scenariusz i aktorzy nie dopisują. Jedynym lepszym niż przeciętny elementem filmu są zdjęcia – ale to zdecydowanie za mało, żeby poświęcać 105 minut swojego życia na wycieczkę do kina.
Agnozja, reż. Eugenio Mira, prod. Hiszpania, czas trwania 105 min, dystr. ITI Cinema, premiera 26 sierpnia 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: