Mortal Kombat - recenzja
2021-04-26 08:54:16Seria filmowa „Mortal Kombat” doczekała się wersji, w której twórcy mają odwagę i pomysł na wprowadzenie krwawych walk z fatality na koniec. Czy jednak debiutujący za kamerą Simon McQuoid poradził sobie z odpowiedzialnym zadaniem i spełnił oczekiwania fanów gier wideo? Recenzujemy film „Mortal Kombat” z 2021 roku.
O czym jest film?
Nie o turnieju Mortal Kombat! Akcja skupia się na wydarzeniach przed jego startem, kiedy to władca Zaświatów Shang Tsung wysyła swoich wojowników, by ci pozabijali ziemskich reprezentantów i tym samym skazali ludzkość na jego łaskę jeszcze przed oficjalnymi pojedynkami. Tymczasem do świątyni Lorda Raidena trafiają zwerbowani chwilę wcześniej kandydaci do roli obrońców Ziemi. Wśród nich fani serii gier poznają wszystkich oprócz głównego bohatera filmu. Jest nim Cole Young, zawodnik mieszanych sztuk walk, który od urodzenia nosi znamię, wskazujące że jest jednym z wybrańców i skrywa wewnętrzną moc. Czy nasi bohaterowie dadzą sobie radę z doświadczonymi mordercami?
Masz tę moc!
Właśnie na odkrywaniu tej wewnętrznej mocy skupia się pierwsza część filmu, bo nie tylko Cole ma znamię i podczas treningów musi poznać, na czym polega jego nadzwyczajna umiejętność, jak np. władanie ogniem w przypadku Liu Kanga czy rzucanie kapeluszem charakterystyczne dla Kung Lao. Na szczęście, także przed ostatecznymi pojedynkami, możemy podziwiać wiele scen akcji, a wśród nich szczególnie dobrze udały się te z udziałem Kano, który „kradnie” niemal cały film, a grający go Josh Lawson to najjaśniejsza postać w całej obsadzie.
Bohaterowie nie umierają?
Wiele mówiło się jeszcze przed premierą, że nieznane nazwiska w obsadzie będą wielkim atutem tej produkcji. Twórcy chcieli zatrudnić osoby, które potrafią walczyć, dzięki czemu nie trzeba będzie wszystkiego udawać i maskować podczas montażu. Faktycznie, czasem widać to na ekranie, ale tylko czasem, bo niestety choreografie pojedynków ucierpiały często kiepską realizacją i mamy nieodparte wrażenie, że bardziej doświadczony zespół realizatorów pokazałby to znacznie lepiej.
Nie oznacza to jednak, że sceny walk są słabe. Właśnie ci twórcy potrafili z odwagą pozabijać kilka kultowych postaci i zostawić widza z pytaniem: - To kto z kim będzie walczył w sequelu? Jest też bardzo krwawo, choć czasem krew jako efekt CGI razi w oczy. Niski budżet widać też w niektórych ujęciach, kiedy ewidentnie aktor jest zastąpiony postacią wygenerowaną komputerowo, nie mówiąc już o Goro, bo jego sztuczności nie da się nie zauważyć. Warto też dodać, że wyczekiwane, bardzo obrazowe i brutalne fatality pokazano także z widocznym CGI, ale ciosy kończące wypadają nawet lepiej niż same walki.
Scorpion kontra Sub-Zero, czyli esencja Mortal Kombat
Legandarne starcie Scorpiona z Sub-Zero widzimy na sam koniec filmu, ale walka ta stanowi ładną klamrę z 7-minutową, początkową sceną, w której twórcy starali się nie tylko już na otwarcie pokazać hektolitry tryskającej krwi, ale też zarysować konflikt bohaterów, którzy chcą się pozabijać od setek lat. Scorpion kontra Sub-Zero to walka, którą ogląda się z wielkim zaangażowaniem i narastającymi emocjami. Simon McQuoid i jego ekipa zasługują na pochwały, że w filmie, który skupia się na walkach, postawili właśnie na ten aspekt. Nie powinniście oczekiwać wielkich niespodzianek jeśli chodzi o zwroty akcji czy rozwój fabuły. Nie oczekujcie pogłębionych emocjonalnie postaci czy wizji świata. To wszystko jest tu tak proste, jak tylko się da. Jednak nowy „Mortal Kombat” sprawdza się fantastycznie, jeśli oczekujemy bezmyślnej rozrywki z lubianymi postaciami z kultowej serii gier. Rozrywki, humoru i emocji zdecydowanie wam tu nie zabraknie!
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Warner Bros.