Mecenas She-Hulk - recenzja serialu
2022-10-14 10:57:01Oglądając serial Marvela pt. „Mecenas She-Hulk” od pierwszego do ostatniego odcinka zastanawiamy się, co poszło nie tak, by dość szybko zdać sobie sprawę z bolesnej prawdy. Wszystko!
Najgorszy serial MCU
To bez wątpienia najgorszy serial MCU. Nie żeby poprzeczka była ustawiona jakoś wysoko, ale tak źle w tytułach debiutujących na platformie Disney+ jeszcze nie było. Koszmarne efekty specjalne (sztuczność głównej bohaterki) to tylko początek, bo do tego można się przyzwyczaić, ale niewiarygodny natłok fabularnych bzdur w kolejnych odcinkach i dziur logicznych w ramach każdego z nich to już sprawa, obok której trudno przejść obojętnie.
Oczy i uszy bolą od tego co wyprawia się na ekranie, a niemal wszystkie tematy kolejnych odcinków tylko pogłębiają wrażenie, że twórcy osiągnęli efekt odwrotny od zamierzonego. Bardzo przykro to pisać, ale w produkcji, której ambicją było najwyraźniej sportretować najsilniejszą kobietę (dosłownie) na świecie, główna bohaterka jest konsekwentnie pokazywana jako naiwna i zakompleksiona istota, która w męskim świecie nie daje rady bez swojego alter-ego (także nabytego od faceta – Bruce’a), a do łóżka idzie z każdym facetem, który nieco przyjaźniej na nią spojrzy, choć Jennifer wcale nie jest brzydka.
Jako prawniczka od spraw „superbohaterskich”, nasza protagonistka jest wprost fatalna i zazwyczaj wchodzi na salę rozpraw zdecydowanie gorzej przygotowana od swych oponentów. To jednak wcale ni ma znaczenia, bo twórcy nie pokusili się choćby o odrobinę realizmu w pokazywaniu rozpraw sądowych a amerykańskie prawo jest dla nich najwyraźniej doskonałym źródłem karykaturalnych scen z rozstrzygnięciami, w jakie nie uwierzy nawet dziecko, dla którego jedynym autorytetem od rozstrzygania sporów nadal jest mama.
Gdyby jeszcze cała ta marvelowska popłuczyna po „Ally McBeal” była sprowadzona tylko do postaci She-Hulk to byłoby fajnie, ale serial jest szkodliwy także dla postaci drugoplanowych jak Abomination (zrobili z niego przywódcę kultu, oszusta i kryminalistę), Daredevil (zrobili z niego źródło krindżowych żartów o seksie) oraz Wong (zrobili z niego wyjętego spod prawa przestępcę, który nagminnie wypuszcza z więzienia Abomination).
Fatalnie jest też w wątku feministycznym, a nie da się uciec od tego, skoro twórcy cały pierwszy odcinek napakowali tekstami o tym, że będąc kobietą ciągle jest się w stanie stresu godnego przemiany w Hulka, a potem w każdym kolejnym epizodzie serwowali kolejne sceny, sprawiające ze mniej rozeznani widzowie zaczną postrzegać feminizm jako ruch wkurzonych na cały świat, zakompleksionych i skrzywdzonych kobiet, które nie potrafią ogarniać swoich spraw - od łóżkowych do zawodowych.
Twórcy kompletnie nie poradzili sobie także z wprowadzeniem tzw. łamania czwartej ściany. Bohaterka w losowych sytuacjach nagle patrzy prosto w kamerę i mówi do widzów, ale zazwyczaj zabieg ten nie jest uzasadniony, zbudowany i umiejętnie zrealizowany. To typowa sztuka dla sztuki, która nie jest ani zabawna, ani błyskotliwa czy śmieszna. W tym wszystkim najbardziej szkoda nam Tatiany Maslany, bo to jest naprawdę utalentowana aktorka, a tutaj dostała do zagrania taki paździerz, że nawet finał serialu nie sprawi, że postać She-Hulk będzie wyczekiwana w nadchodzących filmach MCU.
Twórcy serialu jako złoczyńcy
No właśnie, finał. Ten 9. odcinek pierwszy (i ostatni) raz zaskakuje pozytywnie, bo pokazuje, że twórcy są świadomi, jak fatalny robią serial i jak pełne schematów i powielanych w kółko pomysłów jest całe MCU. Śmieją się nawet z samego Kevina Feige, sugerując, że mityczny szef jest robotem, generującym sztucznie obliczone na komercyjny sukces produkcje, które prawie niczym się od siebie nie różnią. Szkoda tylko, że na koniec postać She-Hulk nie rozwaliła ich siedziby. Przez cały serial bohaterka zachowywała jakby jednak nie panowała nad emocjami, niszcząc wszystko czy trzeba, czy nie, a powstrzymała się przed zmiażdżeniem prawdziwych antagonistów – twórców własnego serialu.
Ocena końcowa: 1/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Disney