Marvels - recenzja
2023-11-13 09:17:5110 listopada 2023 do polskich kin weszła kolejna produkcja ze studia Marvel, będąca kontynuacją przygód trzech bohaterek - Carol Danvers (Kapitan Marvel), jej największej fanki Kamali Khan (Miss Marvel) oraz przyszywanej siostrzenicy Carol - astronautki Moniki Rambeau (podczas filmu nie udało się wymyślić dla niej ostatecznego pseudonimu). Czy warto zobaczyć przygody „Marvels”? Przeczytajcie recenzję filmu!
Większy problem MCU
MCU po filmie „Avengers: Koniec gry” ma wyraźny problem z wykreowaniem konkretnego kierunku, stylu, czy choćby charyzmatycznego złoczyńcy. Od kilku w uniwersum tym powstają głównie tytuły niepotrzebne, przeciętne i bardzo słabe, z wyjątkami, które można policzyć na palcach jednej ręki, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę seriale z platformy Disney+. „Marvels” zalicza się do tych niepotrzebnych przeciętniaków, które niczego nie wnoszą do MCU (poza x-menami w scenie po napisach), ale mimo to jest to film całkiem... przyjemny.
Chaos dobry i zły
Z początku jest bardzo chaotycznie, bo nie dość, że przedstawia nam się szybko wszystkie główne bohaterki oraz antagonistkę (i tak beznadziejną i natychmiast do zapomnienia po seansie), to jeszcze twórcy pakują nam do głowy całe to marvelowe fizyko-bełkotanie o rozerwanych portalach, które nikogo nie obchodzi. To jest chaos nieplanowany, wynikający z kiepskiego scenariusza i prób jego desperackiej realizacji.
Potem natomiast dostajemy celowo chaotyczną, znakomicie zmontowaną sekwencję walki, podczas której Carol, Kamala i Monika cały czas zamieniają się miejscami, skacząc pomiędzy Ziemią, a lokacjami w kosmosie. Ma to związek z tym, że cały pomysł na fabułę, żarty i rozwój bohaterek jest oparty na motywie splecenia mocy bohaterek, zamieniających się miejscami zawsze, kiedy użyją ich jednocześnie. Wypada to świetnie i jest wielką zaletą tej produkcji.
Fajny jest też dość luźny ton, choć oczywiście dzieją się rzeczy dramatyczne i o wielkiej skali, ale z pewnością po seansie bardziej niż scenę zagłady schronienia Skrulli zapamiętamy odwiedziny na planecie, gdzie mówi się tylko poprzez musicalowe występy, a nasza Kapitan Marvel musi zdradzić pewną zaskakującą „prawną sytuację” w jakiej się znajduje.
Brak weny i dobre efekty
Sceny akcji po wyżej opisanym początku nie są już jakieś efektowne czy zapierające dech. Znacznie lepiej wypada scena z kociakami – flerkenami, a w tym momencie warto zaznaczyć, że „Marvels” to w końcu dobrze zrealizowany film MCU pod względem jakości efektów specjalnych, zwłaszcza, że większość akcji rozgrywa się poza Ziemią. Jasne, dziwne jest, że na obcych planetach mieszkańcy wyglądają jak ludzie, ale chyba faktycznie lepiej jest zrobić ciekawe kostiumy i charakteryzację niż beznadziejne CGI.
„Marvels” to film średni, ale spokojnie można go oglądać bez takiej żenady jak w przypadku „Ant-Man i Osa: Kwantomania”. Bez wątpienia Brie Larson, Iman Vellani, Teyonah Parris i okazyjnie Samuel L. Jackson niosą tę historię na swoich barkach i znośnie im to wychodzi. Oczywiście, jeśli nie przepadacie za kinem spod znaku „kobieca super girl power”, to nie macie tu czego szukać. Paradoksalnie, ciekawsze od całego tego filmu są sceny po napisach, zapowiadające powstanie grupy młodych Avengers oraz wprowadzenie X-Men do MCU już tak na 100%.
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Multikinie Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe Marvel/Disney