Love and Leashes - recenzja
2022-02-11 14:33:24„Love and Leashes” to koreańska komedia romantyczna, która 11 lutego 2022 roku zadebiutowała na platformie Netflix. Tytuł ewidentnie walentynkowy, okazuje się być bardzo sprawnie zrealizowaną mieszanką zabawnych, dramatycznych oraz seksownych scen, choć seksu nie ma tu wcale! Spokojnie jednak, nie uciekajcie jeszcze, bo jest to tytuł, na który absolutnie warto zwrócić uwagę.
Biurowy romans "pani" z "uległym"
Ji-woo (w tej roli Seohyun) oraz Ji-hoo (gra go Joon-Young Lee) mają ze sobą o wiele więcej wspólnego niż tylko podobnie brzmiące imiona. Z różnych względów nie znaleźli jeszcze odpowiedniej osoby, z którą mogliby stworzyć szczęśliwy związek. Poznali się, gdy on zmienił dział w firmie, w której razem pracowali, a relacja zaczęła się zacieśniać dzięki niezręcznej pomyłce kuriera.
Tak oto obroża do zabaw BDSM trafiła w ręce Ji-woo, ujawniając prawdę u upodobaniach seksualnych kolegi z biurka obok, który jej się podobał. Spisana umowa „pani” z „uległym” pcha tych dwoje w relację, która zbliża ich do siebie bardziej niż spięcie dłoni kajdankami, na co swoją drogą decydują się w jednej z fajniejszych scen filmu.
Twórcy „Love and Leashes” postarali się, by nieobeznany w temacie widz w trakcie seansu zrozumiał nie tylko dość złożone zasady relacji BDSM i nieodzownej tu umowy o nierandkowaniu (bo zwykły związek opiera się na równości, przeciwnie do zasad BDSM), ale także zrozumiał, że łóżkowe fetysze wcale nie muszą być cechą dziwaków, psychopatów i (najczęściej pojawiające się określenie) zboczeńców.
Koreańskie „Pięćdziesiąt twarzy Greya”? Nie, coś znacznie lepszego!
To nie jest koreańskie „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, a biorąc pod uwagę dojrzałość, z jaką omawia się tu temat szczerości w związkach, to amerykańska, niezwykle popularna produkcja, mogłaby czerpać garściami styl i lekkość opowiadania historii od azjatyckich twórców (no ale niestety jest już po fakcie).
Film „Love and Leashes” jest jednocześnie seksowny i zabawny (kapitalna scena w biurze nocą), a przy tym nie wpada w pułapki żenady, głupoty i scenariuszowych absurdów. Co więcej, nasza para głównych bohaterów nie należy już do nieśmiałych nastolatków i choć sceny dialogowe często są infantylne, to dostajemy w nich przykład tego, jak powinno się rozmawiać z osobą, która nam się podoba.
Ji-woo i Ji-hoo stawiają na szczerość i wykładają karty na stół, zgodnie z zasadą, że nie ma nic gorszego od niedomówień i skazywania partnera na upiorne „domyśl się”. Rozmawiają o takich kwestiach jak pogodzenie życia zawodowego z prywatnym, wytyczaniu zasad i granic, a także przekraczaniu ich za obopólną zgodą.
Romantyczne „Lubię Cię”
Bardzo istotny staje się także etap, na którym jedno z nich chce „zwykłych randek”, a drugie nie. Dzięki temu mamy klasyczny „drugi punk zwrotny na smutno”, a afera obyczajowa w biurze zdaje się wcale nie pomagać w zażegnaniu kryzysu… ale czy na pewno? Może właśnie dzięki temu w „Love and Leashes” jest tak znakomita scena finałowa z romantycznym wyznaniem „Lubię Cię”, które jest lepsze od wszystkich „Kocham Cię” z nieudolnych polskich produkcji.
Ten niepozorny film bardzo ładnie pokazuje, że dla prawdziwej miłości warto postawić życie na głowie. Gdy to zrobimy, może nawet okazać się, że z tej perspektywy jest na wszystko znacznie lepszy widok.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
fot. Netflix