„Legenda” rodem z Hollywood
2008-01-14 16:27:21Jest rok 2012. Cywilizacja ludzka wymarła wskutek śmiercionośnego wirusa, który jest zresztą wynikiem działania człowieka. Przetrwał jedynie niewielki odsetek ludzi-mutantów, którzy przemienieni w mięsożerne bestie utracili resztki człowieczeństwa. I on. Robert Neville (Will Smith) – genialny naukowiec, żołnierz, specjalista od skażeń biologicznych. Przeżył, ponieważ jego krew okazała się odporna na zakażenia.
Przez trzy lata Neville zdaje się być jedynym człowiekiem na ziemi. Wraz z najbliższym przyjacielem- psem o imieniu Sam mieszka w Nowym Jorku, gdzie nieustannie próbuje znaleźć antidotum na wirusa. I tak upływają jego dni, jeden za drugim, każdy podobny do poprzedniego. Aż w końcu zaczynają dziać się rzeczy, które nieodwracalnie tę sytuację zmienią…
„Jestem legendą” (reż. Francis Lawrence) jest już czwartym filmem opartym na powieści Richarda Mathesona. Jest jednak pierwszym, który Hollywood zrealizował tak, jak to tylko on potrafi – z rozmachem i wielomilionowym budżetem. Było to dość ryzykowne przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę fakt, że jest to obraz praktycznie jednego aktora. I tu brawa należą się Willowi Smithowi, który zagrał po prostu rewelacyjnie, po raz kolejny udowadniając swój profesjonalizm i niewątpliwy talent.
Bohater filmu boryka się w nim nie tylko z rzeczywistością zewnętrzną- dużo miejsca poświęcono jego psychice, wewnętrznym rozterkom. Neville stawia czoło samotności, izolacji. Stara się nie zwariować. Zachować resztki normalności w sytuacji tak nienormalnej. I chociaż akcja filmu momentami trochę za bardzo się ciągnie, pomaga to poczuć nastrój, wczuć się w klimat świata, w którym nagle zaczyna brakować ludzi.
W nastrój ten pomaga wczuć się również fantastyczna scenografia. Jeszcze nigdy w historii kina nikomu nie udało się przedstawić wyludnionego miasta tak realistycznie, jak tutaj pokazano Nowy Jork. Zapewne byłoby jeszcze lepiej, gdyby efektu nie popsuły ewidentnie komputerowe stwory, które zamiast opętanych szaleństwem i chorobą ludzi bardziej przypominają golluma z „Władcy Pierścieni”. Łyżka dziegciu w beczce miodu można by powiedzieć.
Na koniec warto by się zastanowić nad przesłaniem filmu. Czy film science fiction może w ogóle takowe posiadać? Przyczyną wypadków, których uczestnikiem jest Robert Neville okazuje się zbyt daleko posunięta ingerencja człowieka w siły natury. Chęć objęcia nad nią kontroli, pokazania, że człowiek jest panem świata i nic nie jest w stanie stanąć mu na drodze do ujarzmienia i opanowania tego, nad czym jeszcze zapanować nie zdołał. Być może twórcy filmu pokazując, do czego może doprowadzić ludzka zachłanność, chcieli nas przed takim nastawieniem przestrzec…
Katarzyna Stadnik
katarzyna.stadnik@dlastudenta.pl
Bilety na ten film możesz zarezerwować tu: