Last Christmas - recenzja
2019-11-30 20:00:5329 listopada 2019 do polskich kin
weszła komedia romantyczna zatytułowana "Last Christmas". Brzmi znajomo? Światowy
hit świąteczny zespołu Wham! nie bez powodu figuruje w tytule filmu. Historia
jest bardzo ściśle związana ze słowami utworu, a i w czasie trwania całego
seansu słychać prawie cały album George'a Michaela. Osoby, które podchodzą do jego
muzyki z niechęcią powinny omijać ten film szerokim łukiem. Ale, o czym właściwie
jest ta świąteczna produkcja? I kto będzie usatysfakcjonowany seansem?
Przeczytajcie recenzję filmu!
"Last Christmas" to trochę połączenie "To właśnie miłość", "Dziennika Bridget Jones" oraz "Jestem na tak". Tylko wzupełnie w innym stylu, bardziej nowocześnie. W fabule nie brak wątków i problemów, które są bardzo aktualne i szeroko komentowane na co dzień. Porusza się tu takie sprawy jak wielokulturowość, społeczność lgbt, kwestie imigrantów czy Brexit. Jest to niewątpliwie komedia na miarę naszych czasów.
Główną bohaterką jest Kate, a właściwie Katerina, która wywodzi się z Jugosławii. Razem z rodziną uciekła przed wojną i osiedliła się w Londynie. Dziewczyna od początku pojawienia się na ekranie przeżywa rozwój nieszczęśliwych wypadków, które czasem prowokowane są przez los, ale zazwyczaj przez nią samą. Można by rzec, że nie ma szczęścia, albo, że po prostu go nie zauważa. Wszystko zmienia się w momencie, gdy na jej drodze staje tajemniczy Tom, który swoją odmiennością zaburza jej cały cykl życia i pomaga dostrzec to, czego sama nie jest w stanie. Tom jest bardzo nietypową postacią i dla niektórych może być wręcz przerysowany. Dobry chłopak, który w wolnym czasie pomaga bezdomnym oraz dziewczyna, która chętnie przenocuje u nieznajomego, byle tylko nie wylądować u rodziców. Duet zdecydowanie nieidealny.
Emilia Clarke, podobnie jak w "Zanim się pojawiłeś" jest zabawna i urocza. Najwidoczniej komedie i romanse filmowe jej służą. Jednak oprócz niej jest tu jeszcze bardzo ważna postać, bez której "Last Christmas" nie byłoby nawet w połowie tak dobre. Jest nią Emma Thompson w roli Petry, matki dziewczyny. Jest ona tak niedopasowana do świata, w którym żyje, że nie sposób, choć raz nie zaśmiać się na jej dialogach. Szczególnie sceny z jej śpiewem to komediowy majstersztyk. Przyjemnym wątkiem jest także relacja między Kate, a jej przełożoną oraz perypetie z nią związane. To prosty przykład na to, że wsparcie można znaleźć całkiem blisko siebie.
Mocnym punktem filmu jest scenariusz, za który odpowiedzialna jest właśnie Emma Thompson. Produkcja jest pełna humoru tak dobrze znanego wszystkim lubiącym brytyjskie komedie romantyczne. Wiele jest scen, na których widownia nie mogła przestać się śmiać z prezentowanych na ekranie gagów. Są one zasługą scenariusza, ale również aktorów bardzo dobrze dopasowanych do swoich ról. Co ciekawe "Last Christmas" przełamuje schemat typowej komedii romantycznej. Tak naprawdę zakończenie sprawia, że nie wiadomo czy w ogóle nią była. Jest z pewnością dobrą komedią, ale czy romantyczną? Ciężko stwierdzić.
Jak było wspomniane na początku, "Last Christmas" ma swój związek z kultową piosenką Wham! i gwarantuję, że po filmie spojrzycie na nią zupełnie z innej perspektywy. Trzeba przyznać, że film też ma swoje minusy. Jest momentami przesłodzony i nierealistyczny, ale spokojnie można przymknąć na to oko. Głównie, dlatego, że ma w sobie dużo ciepła, śmiechu i radości, które czynią go bardzo zabawną, ale i mądrą komedią. Przypomina, że nie tylko w święta należy okazywać sobie czułość. Każdy dzień się liczy, bo każdy może być przecież ostatnim.
Ocena końcowa: 8/10
Joanna Bim
Film zobaczyłam w kinie Cinema City Wroclavia we Wrocławiu.
Fot. Jonathan Prime/Uni - © A Universal Release. © 2019 Universal Studios