Ładunek - recenzja
2018-06-01 10:59:14Na platformie Netflix pojawił się kolejny film pełnometrażowy. Tym razem jest to „Ładunek” - nietypowy horror z Marinem Freemanem w roli głównej. Czy warto poznać tę produkcję? Czym różni się od innych filmów z zombie? Przeczytaj recenzję!
„Ładunek” to historia rozgrywająca się na terenach australijskiej dziczy, którą opanowała zabójcza epidemia wirusa. Ludzie zamieniają się w ciekawą odmianę zombie, a czas od ugryzienia do przemiany to około 48 godzin. Właśnie tyle zostało głównemu bohaterowi na odnalezienie bezpiecznego miejsca i ludzi, którzy zaopiekują się jego małą córką. On sam nie ma już szans - ugryzła go własna żona, której nie potrafił zostawić nawet w obliczu tak ogromnego zagrożenia dla siebie i dziewczynki.
Tak oto nasz bohater z córką na plecach przemierza nieznane sobie tereny w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby zagwarantować przyszłość jego córce. Na trasie spotyka oczywiście innych ludzi, jednak zanim trafi na tę właściwą osobę minie trochę czasu. I choć filmowe wydarzenia, które obserwujemy pełne są utartych schematów, klisz, uproszczeń i absolutnych głupot w postępowaniu postaci (a głównie samego protagonisty), to jednak „Ładunek” ogląda się całkiem dobrze, a niektóre sceny wywołują niemałe emocje.
Dzieje się tak głównie za sprawą świetnego aktorstwa. Martin Freeman zaskakuje rolą w produkcji o zombie. Pokazuje ciekawe oblicze w dramatycznej roli. Nieźle spisuje się też Natasha Wanganeen w swej drugoplanowej roli. Szkoda tylko, że twórcy pozbawiają nas ekscytacji finałem… już na początku, sugerując montażem, że to właśnie postać australijskiej dziewczynki z dziczy odegra najważniejszą rolę pod koniec filmu. Solidnie w swe postacie weszli też Caren Pistorius i Anthony Hayes, choć pojawiają się jedynie w krótkim epizodzie.
Na początku zaznaczyliśmy, że jest to nietypowy horror i faktycznie - „Ładunek” lepiej uznawać za dramat o przetrwaniu i rodzinie niż klasyczny dreszczowiec z tłumem żywych trupów. Zombie jest tu mało, pojawiają się pojedynczo, a sporadycznie w grupach kilkuzombiakowych. Nie ma też scen walki z nimi, poza jedną, kiedy główny bohater uczy się strzelać. Bardzo klimatycznie wypadły same projekty wyglądu zarażonych oraz motyw z zakopywaniem głowy w ziemi.
Czy ten film warto zobaczyć? Jeśli interesują was filmy z zombie, to zadecydowanie tak. Produkcja ta traktuje ten oklepany temat całkiem ciekawie. Na uznanie zasługuje także Freeman, dobrze grający zdesperowanego ojca. Natomiast musicie być świadomi tego, że ten tytuł z oferty Netflixa to tylko przeciętny, pełen fabularnych absurdów film, który równie dobrze może was zachwycić jak i kompletnie rozczarować.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe