Labirynt - recenzja festiwalowa
2021-11-19 13:00:58W ramach wrocławskiej edycji 15. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków widzieliśmy indyjski „Labirynt”, w którym reżyser Lijo Jose Pellissery pokazuje baśniowo-senną, ale też niepokojącą i mroczną opowieść o dwóch policjantach, którzy wyruszają incognito do ukrytej w górach wioski, gdzie ma ukrywać się poszukiwany przestępca. Ten typowo kryminalny punkt wyjścia nie zwiastuje tego, co przychodzi potem...
Indyjska dżungla wciąga jak labirynt
Policjanci (jeden ma 5, a drugi 20 lat doświadczenia) trafiają do przypominającej tytułowy labirynt dżungli, gdzie udając pracowników fizycznych, czekających na przybycie przełożonego, starają się poznać członków niewielkiej, ale wyjątkowo podejrzanej i tajemniczej społeczności, w której każdy zdaje się posługiwać co najmniej dwoma nazwiskami. Nieufność, pijaństwo i ogólne zepsucie grupy, w której każdy ma coś na sumieniu nie ułatwia rozwiązania zagadki, dotyczącej tożsamości i miejsca przebywania poszukiwanego zbira.
Nasi bohaterowie z biegiem czasu, który zdaje się tu płynąc w swoim, trudnym do policzenia w godzinach i dniach tempie, wcale nie są bliżej sukcesu, a raczej pakują się w niespodziewane konflikty i zdobywają nieoczywistych sojuszników. Wraz z nadejściem rozwiązania sprawy kryminalnej, wcale nie poprawia się ich prywatna sytuacja, a labirynt dróg, kręcących się wokół wysokich drzew, zaczyna wciągać głównych bohaterów jak wędrowca w otwierającej film... animacji.
Nieoczywisty mrok
„Labirynt” to film, w którym spotykają się i płynnie przeplatają różne gatunki. Lijo Jose Pellissery prezentuje prostą i klarowną fabułę, ale kończy ją w kompletnie niedopowiedziany, poetycki, otwarty sposób. Bez wahania wchodzi na pole thrillera czy nawet horroru, by potem zaserwować fragmenty slow cinema, gdzie dominuje spokój i oniryzm, a jednocześnie nie ma mowy o nudzie.
Wchodzi się w ten film jak w „Jądro ciemności”, a skojarzenia z dziełem Josepha Conrada pojawia się z tyłu głowy we wielu fragmentach, zarówno na początku jak i na późniejszych etapach historii. Jest tu trochę czarnego humoru, ale podskórnie czujemy, że miejsce akcji jest przepełnione złem, a mieszkańcy nawet miedzy sobą stosują imiona, które nie są im na stałe przypisane. Moralny brud, którym nasiąkają z każdym dniem coraz bardziej nasi bohaterowie jest wyczuwalny, ale trudno postawić się w ich położeniu i założyć, co zrobilibyśmy na ich miejscu.
Niepodważalnym atutem tej produkcji są fantastyczne zdjęcia w miejscu akcji, które jest po prostu „samograjem”. Plenery, pokazywane nam w ujęciach z użyciem różnych technik filmowania (zwykłe kamery, ale też gopro czy dron) potrafią zapierać dech, stanowiąc idealne podłoże pod opowiadaną historię. Nawet jeśli „Labirynt” nie powali was zwrotami akcji czy nietypowym, dziwnym klimatem, to strona wizualna absolutnie to wynagrodzi.
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. screen youtube.com/Lijo Jose Pellissery's - Movie Monastery