Koniara - recenzja
2020-02-11 15:24:31„Koniara” to nowa produkcja w ofercie Netflixa. Psychodeliczna muzyka, tajemnicze historie przeszłości, introwertyczna rola głównej bohaterki, szaleństwo osobowości. Czy film Jeffa Baeny można z czystym sumieniem zaliczyć do perełek od streamingowego giganta?
Nowy typ introwertyka
Sarah, tytułowa Koniara, mieszka z koleżanką w jednym z amerykańskich miasteczek, pracuje w sklepie papierniczym i regularnie chodzi na lekcje zumby. Jej największą miłością jest klacz Willow i dziwny serial telewizyjny z wątkami paranormalnymi „Czyściec”. Bohaterka nosi w sobie typowe cechy introwertyka - samotnie spędza wieczory, ma niewielu znajomych i świadomie wycofuje się z życia towarzyskiego. Pewnego wieczoru jej życie nabiera nieco innych barw, a raczej wielu niepokojących barw. Wszystko zaczyna się od dziwnych snów, których odzwierciedlenie możemy zaobserwować w jej normalnym życiu…
Fałszywe sugestie
Mimo początku historii, który sugeruje nam, że będziemy mieć do czynienia z typowym w dzisiejszych czasach filmem o dziewczynie, szukającej swojej drogi w życiu, historia w pewnym momencie nabiera nowego znaczenia. Zdajemy sobie sprawę, że akcja po akcji płynnie przechodzi w granicę nietypowego thrillera. Samotność i dziwne zachowania Sarah zaczynają przybierać cechy surrealizmu. Widzimy świat jej oczami i sami zaczynamy zastanawiać się co tak naprawdę świruje - ona czy reszta świata?
Niewystarczająca poprawność
Senariusz napisany przez reżysera jest jak układanka. Powoli, wątek po wątku, zbieramy elementy, które w finale mają połączyć się w całość. Elementy te są jak senna mara, niezrozumiałe i mocno fantazyjne, co w pewien sposób wprowadza widza w stan otępienia. Aktorsko film wyszedł dosyć poprawnie. Poprawna jest również produkcja i sam zamysł historii. Prowadzi nas ona przez umysł pogubionej bohaterki zmierzającej do granic szaleństwa – brzmi ciekawie. Wszystko w tym filmie jest poprawne, a jednak po obejrzeniu go można czuć niedosyt. Niedosyt akcji, niedosyt logiki, niedosyt realizacji.
Hit czy kit?
Sam zamysł produkcji nie jest zły, ale w pewnym momencie zaczyna zawodzić reżyseria. Chaos, który miał budować napięcie, wprowadza w zagubienie i potęguje irytację. Nie mamy pojęcia, na którym etapie historii jesteśmy. Dominuje budowanie głównej postaci i zapomina się tym samym o wszelkiej logice historii. Genialna w tej roli Alison Brie zmuszona jest do uniesienia filmu na swoich barkach. Czy to jednak wystarczy? Warto to przemyśleć...
Gabriela Biega
Polecamy zobaczyć: Najlepsze filmy o urojeniach >>
fot. materiały prasowe Netflix