Kingdom: Ashin of the North - recenzja
2021-07-26 11:03:23"Kingdom: Ashin of the North" to odcinek specjalny serialu "Kingdom" z platformy Netflix, jednak produkcję tę spokojnie można uznać za odrębny film fabularny, skupiony na postaci tytułowej Ashin (w tej roli Jun Ji-hyun). Bohaterkę poznajemy, kiedy jako mała dziewczynka taci całą rodzinę w skutek rzezi, jaką w jej wiosce dokonała armia najeźdźcy. Po latach przychodzi czas zemsty!
Historia w filmie "Kingdom: Ashin of the North" jest bardzo prosta i pokazuje, że czasem zemsta jest cierpliwa, jak głosił podtytuł nowe wersji "Oldboya" z 2013 roku. Ashin okazję do pomszczenia bliskich dostała jakieś 10 lat po tym, jak przygarnięto ją w roli służącej (konkretnie praczki) do wioski drugiej ze stron konfliktu. W wolnych chwilach protagonistka trenowała w lesie łucznictwo, aż doszła do perfekcji. Twórcy poszli jednak o krok dalej, bo poczynania bohaterki dają nam do zrozumienia, że Ashin stała się też cicha i zwinna jak ninja, a mordowanie nie jest dla niej problemem. Czekała tylko na odpowiedni moment i ten moment przyszedł, idealnie zbiegając się w czasie z atakiem zombie, co raczej nie zdziwi fanów serialu "Kingdom".
"Kingdom: Ashin of the North" w pierwszej części jest dramatem, zmiksowanym z kinem zemsty, ale w drugiej przeradza się w pełnoprawny horror z cała hordą wojowników zamienionych w zombie. Do tego historyczno-azjatyckiego settingu żywe trupy pasują doskonale, a w dodatku Netflix pokazał, że ma wielką słabość do zombie-tygrysów, bo do pierwszego z "Armii umarłych" dołączył właśnie drugi i to jeszcze bardziej zabójczy. To właśnie z udziałem takiego potwora zrealizowano najlepszą sekwencję w filmie, gdy podczas polowania to łowca staje zwierzyną.
Historia zemsty Ashin jest banalna, ale ma swoje efektowne momenty, które czasem potrafią zaskoczyć. Przemiana bohaterki w bezwzględną morderczynię jest kiepsko pokazana, ale za to sceny akcji z jej udziałem nakręcono poprawnie, a trafią się też całkiem przyjemnie skomponowane kadry i interesujące ujęcia. Strona wizualna jest wyraźnym atutem tego filmu, podobnie jak tempo, bo przez 90 minut seansu cały czas dzieje się coś istotnego, pchającego fabułę do przodu. "Kingdom: Ashin of the North" to dla fanów serialu bardzo przyjemny dodatek, ale postronni miłośnicy horrorów z zombie z pewnością też będą zadowoleni.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix