Diabeł w Ohio - recenzja serialu
2022-09-05 10:13:412 września 2022 roku na platformie Netflix zadebiutował serial „Diabeł w Ohio”, który zrealizowano na podstawie bestsellerowej książki Darii Polatin. Autorka, która powieść oparła na prawdziwej historii w tym wypadku jest także twórczynią ekranizacji. Historia skupia się na Mae – młodej dziewczynie, która uciekła z żyjącej w odosobnieniu sekty religijnej. Bohaterka zostaje wzięta pod opiekę (i pod dach) Suzanne, dla której celem stała się pomoc Mae w odnalezieniu nowego domu i nowej rodziny. Jak to często w życiu bywa, „tylko na jedną noc” szybko zmienia się w „na stałe”, jednak przeszłość uciekinierki oraz ona sama okazuje się być ciężarem dla rodziny, stającej przez nieoczekiwanym zagrożeniem.
Wycięty na plecach Mae pentagram dobitnie wskazuje, jakie poglądy mieli jej wcześniejsi opiekunowie, więc szybko pojawia się uzasadnione pytanie: czy ona sama także jest wyznawczynią Lucyfera, czy jednak fakt ucieczki świadczy o odrzuceniu wpajanej doktryny. Twórcy w pierwszych odcinkach dają nam wskazówki, ale na ostateczną odpowiedź trzeba poczekać do samego końca. Nawet finał nie zostawia nas z jasną deklaracją, bo wydarzenia, jakie do niego doprowadzają pozwalają widzom na własną interpretację zachowania Mae.
Strach przed śmiercią podczas mrocznego rytuału, poznanie życia poza sektą, czy chęć zdobycia normalnej rodziny? Czym kierowała się uciekinierka? Czy faktycznie chciała podkopać fundament rodziny, która ją przyjęła, czy „tak wyszło”? Czy Mae chciała zastąpić Jules („średnią” córkę Suzanne), czy było to skutkiem braku zrozumienia, empatii i samolubnego postrzegania rzeczywistości przez nastolatkę, która dzięki okaleczonej przyjaciółce sama stała się popularna w szkole (co Mae jej wytknęła)?
„Diabeł w Ohio” sprawia, że podczas seansu stale analizujemy i oceniamy postawy poszczególnych postaci, a na szczęście nie są one jednoznaczne i jednowymiarowe. Jeśli jednak o zachowaniu bohaterów mówimy, to nie wszystko jest zgodne z logiką i oczywistymi schematami postępowania w danych sytuacjach. Fakt, że mając ofiarę i możliwość pozyskania od niej zeznań, policja nie wjechała na teren sekty by wszystkich aresztować jest jakimś nieporozumieniem. Dostajemy za to postać detektywa, który nieporadnie prowadzi śledztwo tak długo, byśmy dostali finał ze wspomnianym rytuałem. Ten wątek wydaje się na siłę wydłużany i sztuczny, a nagłe zniknięcie sekty (kilkadziesiąt osób z całym gospodarstwem znika w ciągu kilku godzin) jest szczytem absurdu.
W opozycji do tego staje bardzo dobrze pokazany, zaadaptowany do współczesnych realiów wątek rodem z cytowanej tu otwarcie „Carrie”. Oto dziwna, obca i nieprzystosowana społecznie bohaterka nie jest szkolnym pośmiewiskiem, lecz gwiazdą, którą inni uczniowie szanują i podziwiają. Zwłaszcza gdy ujawniony zostaje pentagram na plecach Mae, dziewczyna dostaje gesty wsparcia, ze zdobyciem korony królowej balu święta plonów na czele. Fajnie, że twórcy promują takie postawy, a nie uciekają w przestarzałe schematy.
„Diabeł w Ohio” to serial przewrotny, ciekawy i niejednoznaczny, ale ta ostatnia cecha nie jest zawsze jego zaletą. Trudno przypisać tę produkcję do danego gatunku, a twórcy chyba sami nie wiedzieli czy chcą nam zaproponować dramat o dziewczynie z zespołem stresu pourazowego, opowieść o przybranych siostrach przeżywających miłosne dramy w liceum, horror o sekcie diabła (są tu nawet pojedyncze sceny z jumpscare’ami) czy może kryminał. Ostatecznie dostaliśmy mieszankę tego wszystkiego, którą dobrze się ogląda, ale ze świadomością, że jest w niej syndrom historii o wszystkim i o niczym.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix