Jeśli boisz się umrzeć, to po co się rodzisz?
2011-10-31 10:03:18Prawo sequeli nieubłaganie zbiera swoje żniwo – „Elitarni – Ostatnie starcie” dołącza do korowodu skazanych za niedorównanie pierwowzorowi.
O pierwszej części „Elitarnych” słyszałem same dobre opinie. Dlatego przed pójściem na sequel, obejrzałem tamten brazylijski obraz z 2007 roku i prawdziwie się zachwyciłem, co też oczywiście rozbudziło moją nadzieję na porządną kontynuację perypetii kapitana Nascimento i jego Czaszek.
Od razu warto zaznaczyć, że bez znajomości pierwszej części z powodzeniem można wybrać się na „Elitarnych - Ostatnie starcie”, bowiem jedynymi spoiwami obydwu filmów jest osoba Nascimento – teraz już pułkownika, dowodzącego z odpowiedniej odległości, z pierwszymi siwymi włosami na skroni i jakby pełniejszymi policzkami (Wagner Moura widocznie skorzystał na popularności „Elitarnych”) – oraz epizodycznie pojawiający się André Matias (André Ramiro), w stopniu kapitana i przestrzegający tego, jak go wyszkolił jego przełożony.
Pierwsza część kończyła się strzałem w twarz z shotguna, liczyłem, że druga rozpocznie się podobnie mocno. I połowicznie tak właśnie było, gdyż wspólnie z bohaterami uczestniczymy w pacyfikacji więzienia, w którym siedzą przywódcy karteli narkotykowych. Przerywnikami z miejsca akcji są urywki wystąpienia Diogo Fragi (Irandhir Santos), lewicowego społeczniaka-polityka, potępiającego brutalność policji i brazylijski system penitencjarny. Z założenia bezkrwawa akcja w więzieniu kończy się z mózgiem bandyty rozsmarowanym na koszulce „Human Rights Aid” Fragi, który przybył na miejsce jako negocjator. Nascimento zostaje przez media napiętnowany, a przez społeczeństwo uwielbiony. Żeby wyciszyć sprawę, trafia na stanowisko podsekretarza biura bezpieczeństwa, skąd mobilizuje BOPE – swój oddział „Czaszek” – do bezwzględnej walki z kartelami. Gdy narkotyki opuszczają slumsy, na ich miejsce pojawia się inny problem – skorumpowana policja, wspierana przez skorumpowanych polityków. Tylko nieliczni uczciwi, jak Nascimento czy Fraga, chcą rozbić zdegenerowany system, ale czy może im się to udać?
Co było najbardziej urzekające w pierwszej części „Elitarnych”? Brud, brak cukierków i rzeczywistość. Głównym bohaterem nie był umięśniony przystojniak, tylko twardy gość z podkrążonymi oczami. Ba, jedną z czołowych postaci był czarnoskóry człowiek o okularach ze szkłami grubymi jak nabój kalibru 12 mm. Nie było tu czasu na sentencje gloryfikujące sprawiedliwość czy honorowe pojedynki. BEPO przyjmowało rozkaz i go wykonywało, wszelkimi środkami. Ktoś nie chce zdradzić położenia swojego szefa? Plastikowy worek na głowie może pomóc mu w podjęciu decyzji o kooperacji. „Czaszki” musiały być bezwzględne, bo takie są fawele i litość czy oznaki słabości oznaczają w nich śmierć.
Tymczasem „Elitarni - Ostatnie starcie” stało się – niestety! – bardziej amerykańskie. Dalej nie uświadczy się tu idealnie wyrzeźbionych ciał „policjantów”, nadal raczej na uboczu pozostają heroiczne monologi (poza nietrafionym i absolutnie nieprzekonującym zakończeniem) i nie ma tu w zasadzie w ogóle scen slow motion, ale Rio de Janeiro w obiektywie José Padilhi przestało być już tym samym Sin City, którym było w pierwszej części. Choć nadal giną tu ludzie i nie jest to bynajmniej widok sztuczny czy specjalnie upiększany, to zajmująca dużą część filmu polityka zdecydowanie spowolniła „Elitarnych – Ostatnie starcie”.
Do aktorstwa naprawdę nie można mieć zarzutów, chociaż Wagner Moura w pierwszej części był o wiele, wiele lepszy. Jego słabszą formę rekompensują widzowi inni członkowie obsady. Dynamiczne zdjęcia to dalej mocny punkt filmu, natomiast rozczarowała mnie muzyka. Pierwszy utwór zapowiada soundtrack równie ostry, co w poprzedniej produkcji, później jednak dźwięków jest tyle, ile finezji w bazooce, co zapisuję również na konto większego „zamerykanizowania” „Elitarnych – Ostatnie starcie”.
„Elitarni” to film, który poleciłbym z absolutnie czystym sumieniem. „Elitarni – Ostatnie starcie” to już dla mojego sumienia niezła zagwozdka. Jak na film sensacyjny za mało tu akcji, jak na polityczny dreszczowiec wydaje się za mało przemyślane. Te cztery lata między częściami zmieniły „Elitarnych” w „Pospolitych” i choć nadal są znośni, a większość filmu ogląda się z przyjemnością, to po napisach końcowych pozostaje jednak niedosyt.
Elitarni – ostatnie starcie, reż. José Padilha, prod. Brazylia, czas trwania 115 min., dystr. ITI Cinema, premiera 28 października 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: