Tenet - recenzja
2020-08-27 09:52:44- Nie staraj się tego zrozumieć. Musisz to poczuć - słyszy główny bohater "Tenet" już w początkowych fragmentach nowego filmu Christophera Nolana. Trzeba przyznać, że to zdanie idealnie obrazuje sposób, w jaki należy podchodzić do tej produkcji. Jest ona wizjonerska, jest emocjonująca i jest efektowa. Jednak fabularnie, to tytuł, który po prostu trudno zrozumieć oraz właśnie "poczuć", a ma to niestety skutek uboczny - nie bawimy się na nim tak dobrze, jak byśmy chcieli. Przeczytajcie recenzję filmu "Tenet"!
"Tenet" to zasada działania odwróconego funkcjonowania w czasie przedmiotów i ludzi, których w naszej linearnej rzeczywistości umieszczają... osoby z przyszłości. Tak, Nolan w swoim nowym filmie porusza takie kwestie jak podróże w czasie (głównie cofanie się), współistniejące, różne linie czasowe (tłumaczone inaczej niż w "Avengers: Koniec gry") oraz paradoksy ze zmienianiem losów świata (rodem z "Terminatora"). Jest nawet wehikuł czasu, ale nie taki, jak wam się teraz wydaje.
Wchodzenie w głębsze analizy fabuły i weryfikowanie, czy aby wszystko jest poprawnie powiązane i spójne, nie ma sensu po jedym seansie. Znając Nolana i to, jak skrupulatnie dopilnował wszystkiego choćby w "Incepcji", zgadujemy, że teraz także, na papierze, wszystkie sceny zgrywają się w logiczną całość (według opisanych nam zasad). Problem leży gdzie indziej. "Tenet" to po prosty znacznie słabszy film niż "Incepcja" czy "Interstellar", a po jego zakończeniu nie ma się już ochoty na powtórkę, by na spokojnie rozpisać sobie wszystko i poukładać w głowie.
Od lat wytyka się Nolanowi, że nie buduje w swoich filmach postaci, za którymi widz chciałby podążać, którym zechce kibicować, które są interesujące i wielowymiarowe. Nigdy wcześniej nie było to tak uwypuklone jak w "Tenet". Co z tego, że obsada jest znakomita (John David Washington, Robert Pattinson, Elizabeth Debicki, Kenneth Branagh), jeśli kompletnie nie obchodzą nas ani losy protagonisty, ani konflikt, ani stawka (a chodzi o ratowanie świata).
"Tenet" broni się za to wszelkimi aspektami technicznymi, bo w tej materii Nolan nigdy nie zawodzi. Sceny akcji zrealizowano kapitalnie, a jak wiemy reżyser "Mrocznego rycerza" uwielbia praktyczne efekty specjalne i pracę na planie w sytuacji, kiedy wszyscy inni twórcy postawiliby na efekty komputerowe i green screen. Koncept i późniejsza realizacja kilku sekwencji akcji naprawdę robi wielkie wrażenie.
Na najwyższym poziomie jest także montaż (nie tylko równoległy), szczególnie w finale. Niesamowita jest muzyka Ludwiga Goranssona, ale też ogólna jakość dźwięku poszczególnych wystrzałów z broni czy wybuchów. Wszystko to potęguje seans na wielkim ekranie IMAX, więc jeśli macie taką możliwość, to polecamy zobaczyć "Tenet" właśnie w ten sposób.
Czy zatem warto wybrać się do kina, jeśli stawiamy na fabułę i lubimy rozumieć wszystko, co dzieje się na ekranie? "Tenet" to film nie aż tak innowacyjny i pomysłowy, jak się go reklamuje. Może sprawiać wrażenie wydmuszki, męczącego przerostu formy nad treścią, filmowego bełkotu, którego i tak nie zrozumie 90% widzów, ale może to właśnie wy będziecie w tych 10% geniuszy, których Christopher Nolan zachwyci już za pierwszym podejściem.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia w IMAX 2D.
Polecamy przeczytać też: Czy "Tenet" zyskuje po drugim seansie? >>
fot. materiały prasowe Warner Bros.