Jazda
2006-02-18 00:00:00
Bardzo u nas modna czeska kinematografia, nie przestaje zaskakiwać. Po smutno-śmiesznych filmach Petra Zelenki, na nasze ekrany trafia Jazda Jana Svìráka. Pomysł zrealizowania filmu drogi, za mniej niż milion koron, brzmi jak żart. Młodzi czescy filmowcy pokazali, że takie przedsięwzięcie jest możliwe, a efekt ich działań wchodzi do polskich kin. Mimo że czeska premiera odbyła się 12 (sic!) lat temu, to film nie traci na aktualności. Uniwersalna opowieść o wolności, miłości i śmierci, w rodzimym kraju odniosła duży sukces. Dwa lata temu reżyser zdecydował się oddać film pod osąd kolejnego pokolenia dorastających buntowników. Powtórna premiera i popyt na czeskie kino sprawiły, że Jazda pojawia się w Polsce. Dobry film, zrealizowany tak niewielkim kosztem, to znakomity argument w awanturze wokół finansowania polskiej kinematografii. Jan Svìrák pokazuje, że nawet kino gatunkowe nie zawsze wymaga wielkich nakładów i gwiazd. Ponadto rezultatem nie jest hermetyczny obraz dla koneserów, ale autentyzm, przyciągający widzów. Jazda to film drogi. Radosnej i wolnej, lecz nieuchronnie wikłającej się w komplikacje. Dwóch młodych mężczyzn kupuje zdezelowany samochód i przerabiając go na kabriolet, wjeżdża w koleiny kina gatunkowego. Swobodna podróż kończy się z chwilą spotkania Any. W beztroskę i poczucie wolności, wkrada się zazdrość i pożądanie. Rudowłosa femme fatale, podobnie jak u Witkacego, przeraża i fascynuje. Jej niejasna przeszłość i zazdrośnik podążający tropem trójki bohaterów, zawiązują akcję. Emanujący z Any erotyzm nie jest jednoznaczny. Kobieta przyciąga i odpycha, wdając się w grę, której sama nie rozumie do końca. Doskonała w tej roli Aòa Geislerová, przyznaje, że nie była w pełni świadoma poziomu komplikacji relacji między bohaterami. Wydaje się, że każdy z nich był w pewnym stopniu bezwolny, prowadzony przez przeznaczenie. Niemniej, film to afirmacja wolności. Nie absolutnej, ale takiej, na jaką możemy sobie pozwolić. Igranie z granicami wolności nie jest bezpieczne - o tym wszyscy wiemy. Reżyser skromnie przypomina tę prawdę, jednocześnie chwaląc wolność beztroską, wynikającą z franciszkańskiej radości życia. Pomaga mu w tym obsada aktorska, której członkowie są po prostu sobą. Na nic zda się tutaj ocena kunsztu aktorskiego. Trójka bohaterów jest naprawdę, bez póz i warsztatowych fajerwerków. Ocena dobrego kina czeskiego czy węgierskiego, zawsze grozi ujawnieniem zazdrości. Dlatego lepiej zakończyć tę recenzję, nie wdając się w porównania… Marcin Gębicki (marcin@dlastudenta.pl) |