Legiony - recenzja
2019-09-23 12:08:06Polska historia pełna jest niezwykłych opowieści, a różne filmy wojenne już niejednokrotnie do niej nawiązywały. Mieliśmy już takie perełki jak Pianista czy Lista Schindlera, które dziś są znane chyba wszystkim. Polskie wytwórnie też niejednokrotnie zabierały się za kino wojenne, chociażby przy okazji takich filmów jak niezbyt ciepło przyjęta 1920 Bitwa Warszawska, czy już nieco bardziej udane Miasto 44. W tym roku, w podobnym okresie do kin zawitał m.in Piłsudski, oraz bardzo zbliżone tematycznie Legiony, którym przyjrzymy się w tej recenzji.
Tło historyczne
W filmie, jak łatwo się domyśleć, ukazana została historia Legionów Polskich, utworzonej w trakcie I Wojny Światowej formacji wojskowej, walczącej o wolną Polskę, po stronie Austro-Węgier. "Legiony" opowiadają tę historię w zasadzie od samego początku - widzimy młodych, zjeżdżających się zewsząd, nieokrzesanych Polaków gotujących się do walki i poświęceń w imię wyższej idei. Widzimy też, że często nie potrafią znaleźć porozumienia nawet między sobą oraz jak powoli uświadamiają sobie, że wojna to nie zabawa i jak kolejne osoby na własnej skórze doświadczają coraz bardziej brutalnej rzeczywistości.
Film Dariusza Gajewskiego prezentuje nam też kilka najbardziej znanych bitew z udziałem Legionów, takich jak szarża ułańska pod Rokitną czy odparcie przeważających sił rosyjskich pod Kostiuchnówką. Warto też przy tym dodać, że "Legiony" trzymają poziom i nie bawią się w power fantasy w ukazywaniu realiów XX wieku i walk, a stawiają raczej na ciężki, brutalny i w pewnym sensie brudny realizm, czy to w scenach akcji, czy scenografiach.
Reżyseria na poziomie
To co rzuca się w oczy praktycznie od początku filmu, to bardzo dobra reżyseria. Widzimy wiele ciekawych ujęć i gry światłem, co w połączeniu z ładnymi pejzażami czy bardziej astrystycznymi scenami wychodzi bardzo dobrze. Gorzej dzieje się za to, kiedy takie zabiegi mają miejsce w scenach, które spokojnie mogłyby się obyć bez wizualnych fajerwerków.
"Legiony" to jednak siłą rzeczy nie tylko ładne widoczki. Dla wielu osób, daniem głównym były wcześniej wspomniane walki. Bitwy w "Legionach" z pewnością prezentują się świetnie. Dynamika szarżójącej konnicy, chaos panujący w okopach czy bezpardonowa walka i strzelaniny - wszystko to prezentuje się na kinowym ekranie naprawde niesamowicie. Podobnie z resztą efekty specjalne, które nie rażą sztucznością oraz nie są wykorzystane przesadnie.
Zobacz też: Wywiad z Sebastianem Fabijańskim>>
Dobre wrażenie pozostawili po sobie też aktorzy, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swoich zadań. Co prawda grać mogli głównie w okopach, bo poza nimi nie było zbyt wielu okazji do pokazania wyraźniej zarysowanych emocji. Szczególnie dobrze sprawdził się tutaj duet Sebastiana Fabijańskiego i Mirosława Baki, których wątek był zdecydowanie najciekawszy, nie tylko ze względu na dynamikę i interakcję ich postaci, ale też i poruszane przez nie motywy lojalności i wartości.
Do roli pozostałych aktorów pierwszoplanowych ciężko mieć zastrzeżenia. Bartosz Gelner jako postać uczestnicząca w bitwach miał większe pole do popisu niż Wiktoria Wolańska, która rzadziej chwytała za broń, ale za to kiedy trzeba było - umiała pokazać odpowiednie emocje. To że ich wątek nie był specjalnie angażujący to już nie ich wina. A skoro już o tym...
Mało Legionów w Legionach
Pewien zarzut wobec tego filmu to nieco nudny środek. Wynika to z tego, że oprócz historii tytułowej formacji, bardzo dużo czasu poświęca się tutaj osobistym wątkom niektórych postaci. O ile duet starego wojskowego weterana i prostego chłopaka chcącego sobie dorobić wychodzi ciekawie, o tyle obecny w legionach trójkąt miłosny jest w najlepszym wypadku poprawny, choć jego zakończenie rzeczywiście jest całkiem niezłe. Niestety, nie ratuje to filmu przed rozbiciem struktury oraz drastyczną zmianą klimatu i tempa opowiadania historii, jakie niesie ze sobą ten romans.
To odejście jest tak wyraźne, że w pewnym momencie możemy złapać się na tym, że zapominamy, o czym tak naprawdę jest seans, który oglądamy. Ostatecznie jednak trzeba pamiętać, że jest to fabularny film wojenny, który potrzebował tych wątków pobocznych, by wszystko ze sobą skutecznie scalić. I to rzeczywiście się udało, choć ciężko się pozbyć wrażenia, że dało się to zrobić lepiej (a na pewno krócej).
Legiony - ocena
Ostatecznie, "Legiony" to niestety żadne arcydzieło. Ciekawa historia wojenna została nieco rozmemłana przez średni wątek miłosny, który jednak ostatecznie znalazł nienajgorszą konkluzję, podobnie jak i cały film.
Ciężko przez to powiedzieć, że film jest jednoznacznie dobry, ale na pewno nie można nazwać go złym. Sceny batalistyczne okazały się być za to wyjątkowo udane, podobnie jak i ukazanie wojny bez karykaturalnych, patriotycznych uniesień. Film trzyma poziom, trochę przynudza w środku, ale nadrabia tym, co powinno być jego najmocniejszą stroną - Legionami. Jeżeli uda nam się więc w pewnych momentach zacisnąć zęby, otrzymamy naprawdę przyzwoity film z wieloma mocnymi scenami.
Ocena końcowa: 7/10
Film obejrzałem w kinie Cinema City Wroclavia.
Kamil Suyon Kenig
fot. materiały prasowe