Wysoka dziewczyna (Dylda) - recenzja przedpremierowa
2019-10-05 21:29:29„Wysoka dziewczyna” Kantemira Bałagowa to nagrodzony w Cannes rosyjski kandydat do Oscara. Przedstawia on powojenną traumę, która dotyka każdego, a także obsesję na punkcie posiadania kogoś w momencie, gdy coś się nieodwracalnie straciło. Czy jest to film wart zobaczenia? Przeczytajcie recenzję przedpremierową!
Seans rozpoczyna ujęcie skierowane na Iję – główną bohaterkę, której pusty wzrok skierowany jest gdzieś daleko przed siebie. Dylda jak mówią do niej żartobliwie inni, w rosyjskim oznacza tyczka. Jest to bardzo adekwatny tytuł, w polskiej dystrybucji przetłumaczony na „Wysoką dziewczynę”, ponieważ swoim wzrostem pokonuje ona wielu mężczyzn. Jej historia przeplata się z życiem przyjaciółki z frontu, których więź jest naznaczona przez wspólne doświadczenia.
Film jest inspirowany reportażem noblistki Swiatłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. I film rzeczywiście tą tezę potwierdza. Zostaje tu ukazany krajobraz po wojnie, a ściślej pierwsza jesień w Leningradzie. Historie bohaterów ustępują miejsca emocjom, które stawiane są na pierwszym planie. Reżyser stwarza obraz po wojnie, który jest pełen straconych nadziei, bólu i ran. Nie ma w sobie nic z kobiety – jest brutalna i zwierzęca, odbiera rodzinę i szanse na nowe życie. Jej piętno odczuwane jest wszędzie – nawet niewinna zabawa z dzieckiem w naśladowanie odgłosów zwierząt zamienia się we wściekłe ryki, przypominające dzikość wojny. Jej konsekwencje widoczne są szczególnie w szpitalu, w którym bohaterki pracują jako sanitariuszki. „Wypiszcie mnie z życia” to proste pragnienie jednego z pacjentów, który zostaje poinformowany, że w szpitalu nie ma już dla niego miejsca. Gorycz i zmęczenie płynie już we krwi wszystkich.
Powojenny klimat epoki został oddany bardzo dobrze, scenografia i kostiumy są dopracowane i na najwyższym poziomie. Przez cały seans czuć pewien niepokój, atmosfera jest gęsta i panuje przekonanie, że za chwilę coś może się wydarzyć. To wszystko za sprawą ciszy, która odgrywa kluczową rolę. Rozmowom rzadko towarzyszy muzyka, pojawia się w ona tylko w nielicznych sytuacjach, często najważniejszych w filmie. Jest to element, który jednak po jakimś czasie staje się męczący. Fabularnie ta historia może nie przypaść do gustu wszystkim, ponieważ akcja toczy się bardzo wolno, jednak realizacyjnie „Dylda” jest znakomita i ma wiele „smaczków” - choćby kolorystykę. Zieleń, która znajduje się wszędzie jest bardzo symboliczna – od koloru ubrań po barwy ścian i być może zwiastuje ona nowe życie po wojnie, które dopiero dostaje szansę na to by się rozwinąć.
Ocena końcowa: 7/10
Joanna Bim
fot. Non-Stop Productions / materiały prasowe