Indiana Jones i artefakt przeznaczenia - recenzja
2023-06-30 21:12:24Na każdego bohatera przychodzi kiedyś czas. Odejść można na różne sposoby, ale każdy fan kina przygodowego wie, że Indiana Jones nie odejdzie po cichu, lecz zrobi to w wielkim stylu, bardzo głośno i tak, aby każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że kończy się pewna epoka. 30 czerwca 2023 roku nadeszła premiera filmu „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, a reżyser James Mangold postarał się o realizację epickiej historii z naszym ulubionym archeologiem z talentem do pakowania się w tarapaty w taki sposób, aby każdy wyszedł z kina zadowolony.
„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” to prosta historia, ale opowiedziana z rozmachem, głównie poprzez wartką akcję, pełną pościgów, strzelanin, mordobicia i wątku nadprzyrodzonego, co nie powinno zaskakiwać fanów bohatera w kapeluszu z biczem u pasa. Cała opowieść kręci się wokół tytułowego artefaktu, którego dwie części chce odszukać zarówno główny bohater, jak i jego chrześnica, a obojgu depcze po piętach dawny wróg protagonisty, mający naturalnie nikczemne zamiary, związane z władzą nazistów nad światem.
Przez większość seansu widzimy schemat, który jest typowy dla kina przygodowego. Grupa głównych bohaterów, których lubimy i kibicujemy im, choć ciągle droczą się między sobą, co rusz wchodzi w posiadanie upragnionego rekwizytu, ale za każdym razem w drogę wchodzi im złoczyńca ze swoimi pomocnikami. W pierwszej części seansu potrafi to nawet doskwierać, a scenariusz ujawnia swoje wady nawet w obliczu fantastycznej gry aktorskiej charyzmatycznych gwiazd obsady.
Jest tak przede wszystkim dlatego, że akcja, choć dobrze zrealizowana i zawsze umieszczona w jakimś interesującym kontekście (sekwencja pościgu podczas parady jest zachwycająca!), jest oparta tylko i wyłącznie na wyrywaniu sobie z rąk artefaktu w te i z powrotem. O wiele lepiej jest w drugiej części filmu, kiedy zaczynamy dostawać to, z czego seria „Indiana Jones” zasłynęła wiele lat temu. Nasz archeolog musi popisywać się gigantyczną wiedzą historyczną, dedukcją i sprytem, aby krok po kroku odkrywać wskazówki i iść ich tropem, mimo przeciwności losu.
Naiwne może wydać się jak sprawny jest 80-letni protagonista, a jedna scena, gdy narzeka na swoją formę raczej nie załatwia sprawy. W zestawieniu z tym jeszcze bardziej imponuje akcja na otwarcie filmu, gdy w kilkunastominutowej retrospekcji oglądamy odmłodzonego komputerowo Jonesa, a jest to zrobione po mistrzowsku i naprawdę można zapomnieć, że na ekranie jest produkcja z 2023 roku.
Obok legendarnego Harrisona Forda nie zostaje w tyle Phoebe Waller-Bridge i z chęcią zobaczymy solowe przygody tej zuchwałej postaci. Solidnie w swych rolach wypadają też Mads Mikkelsen, Toby Jones oraz Boyd Holbrook. „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” to tytuł, który zapamiętamy pozytywnie. Mimo prostoty i kilku wad fabularno-logicznych jest to film zrobiony z pasją i sercem do pierwszych produkcji z kultowym bohaterem. Chętnie będziemy do niego wracać, nawet jeśli ostatecznie odejdzie na emeryturę.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe