Ian Curtis – on stracił kontrolę...
2008-03-26 10:05:35Kim był Ian Curtis, wokalista Joy Division - kapeli, którą historia rocka zapamiętała jako post-punkową muzyczną rewelację? Czy genialne teksty, które nam zostawił, nie są przypadkiem pozostałością po jego schizofrenicznej naturze?
„Control" Antona Corbijna, w dużej mierze oparty na książce Deborah Curtis, po części odpowiada na te pytania. Po części, gdyż tak naprawdę nikt nie wie, co działo się w głowie Iana Curtisa. Ani wcześniej, ani feralnego 18 maja 1980, gdy popełnił samobójstwo.
Anton Corbijn w środowisku zasłynął jako niezwykle zdolny i ambitny fotograf. W latach 80. i 90. wyreżyserował wiele teledysków z „Personal Jesus" Depeche Mode oraz „Heart-shaped box" Nirvany na czele. To właśnie jego dziełem są najlepsze zdjęcia Joy Division, które teraz posłużyły mu do przedstawienia historii Iana Curtisa na dużym ekranie. Anton Corbijn w wywiadach powtarza, że jego pragnieniem jest poszerzanie wizualnych granic, a film „Control" jest tego najlepszym dowodem. I tu pojawia się pierwszy problem.
Czy film może być tylko dobrze wyreżyserowanym teledyskiem? Czy świetne ujęcia, muzyka i czarno-biała kolorystyka są wszystkim, czego wolno nam oczekiwać po ekranowej historii rockowego wokalisty? Chyba nie do końca. Niestety, „Control" - oprócz czysto audiowizualnej przyjemności - nie daje z siebie wiele więcej.
Ian Curtis jest określany mianem jednego z najbardziej mitologizowanych muzyków ubiegłego stulecia. Razem z zespołem Joy Division wypłynął na fali buntu i uwielbienia dla punkowego brzmienia. W jego tekstach słychać niepokój i chaos, nieustające wątpliwości i usilne próby radzenia sobie z rzeczywistością. Właśnie te elementy wziął na tapetę Anton Corbijn. Pytanie tylko, czy zrobił to wystarczająco umiejętnie.
Matt Greenhalgh - autor scenariusza filmu „Control", podczas pracy nad tekstem spotykał się z wieloma bliskimi Ianowi osobami. Rozmawiał zarówno z jego żoną, Deborah jak i z Annik Honore - kobietą, z którą Ian był związany w ostatnich miesiącach życia. Greenhalgh nigdy nie spotkał samego Curtisa, dlatego tak trudne było dla niego odtworzenie w wyobraźni jego osoby. Często miał wrażenie, że ludzie oszukują go, usiłując sprzedać cząstkę informacji o Ianie. A przecież musiał w jakiś sposób oddzielić fakty od mitów, którymi przez lata obrosła osoba Iana. Historia, którą miał napisać Greenhalgh, musiała być od początku do końca autentyczna.
Niestety, tak pożądany autentyzm pozostawia wiele do życzenia. Ian Curtis widziany oczami Corbijna i Greenhalgha jest bardziej niedojrzałym i tchórzliwym gówniarzem niż rozemocjonowanym, wrażliwym muzykiem. Autorzy filmu sprowadzili cały jego niepokój do choroby oraz trudnych relacji z żoną i kochanką. Zupełnie jakby przyczyną tragicznej utraty kontroli nad życiem były jedynie romantyczne uniesienia.
Skłonność do egzaltowanych wstawek towarzyszy twórcom „Control" na każdym kroku. Curtis recytujący wiersz przy oknie jest nie mniej żałosny niż Werter marzący o Lotcie, a jego rozmowy z żoną budzą prędzej politowanie niż smutek. Całość ratują wątki poboczne, takie jak fragmenty koncertów i zakulisowe pełne humoru rozmowy muzyków.
Bezdyskusyjnie na pochwałę zasługuje kapitalna gra Sama Rileya, któremu udało się odwzorować sposób poruszania się i ruch sceniczny Curtisa. Riley w swojej roli jest prawdziwy, przekonujący i wyrazisty. Podobnie jak i Alexandra Maria Lara, wcielająca się w postać Annik Honore i Samantha Morton, czyli Deborah Curtis. Jeżeli warto zobaczyć „Control", to właśnie dla dobrych aktorów i niesamowitych zdjęć. Iana lepiej poszukać w jego muzyce i tekstach.
Natalia Łach
(natalia.lach@dlastudenta.pl)