Ema - recenzja
2020-09-14 09:21:39"Ema" to film wzbudzający skrajne emocje. Można go kochać lub nienawidzić. Trudno jest nie mieć żadnego zdania na jego temat. Świeżo po seansie nie wiadomo, co o nim powiedzieć, lecz po kilku chwilach staje się idealnym tematem do długich dyskusji. Obiecano nam ogień i go dostaliśmy. Pytanie tylko, czy zostaliśmy poparzeni?
Zobacz też: "El Club" - film reżyserii Pabla Larraina
O czym jest "Ema"?
Pablo Larrain przedstawia obraz współczesnego Chile, jego mieszkańców i kontrowersyjnych decyzji jakie podejmują. Główną bohaterką jego najnowszego filmu jest Ema, która razem z mężem zaadoptowała dziecko. Tancerka i choreograf zastępowali rodziców Polo przez rok, po którym uznali, że nie są w stanie podołać zadaniu. Oddali go z powrotem do sierocińca i to ten krok zdominował ich całe życie. Kontakt między Emą i Gastonem, kariera, relacje międzyludzkie - wszystko spalił pożar wyrzutów sumienia i próba naprawienia jednego błędu.
Mariana Di Girólamo jako tytułowa Ema
"Ema" to opowieść o ogromnym ładunku emocjonalnym. Trudno jednoznacznie określić czy główna bohaterka nie zaczęła się zatracać we własnych zmysłach, czy jednak miała nad wszystkim kontrolę. Mariana Di Girólamo, zagrała drapieżną kobietę, łamiącą wszystkie stereotypy oprócz jednego. Była silna, niezależna, a jednocześnie niestabilna emocjonalnie. Ciążyło na niej ogromne poczucie winy, które chciała zagłuszyć naprawiając swoje błędy, kosztem życia innych osób.
Postać
Emy była niesamowita, a przy tym przerażająca. Pociągająca i
odpychająca jednocześnie. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, żeby
odtworzyć jej sposób wyrażania emocji poprzez ruch
bez doświadczenia tanecznego i bagażu emocjonalnego. Jej lekkość w poruszaniu się, a także moc jaką emanowała tańcząc, były uderzające choć niekiedy można było odnieść wrażenie, że aż nadwyraz.
Gra aktorska
Niestety, w tym małżeństwie tylko ona była prawdziwa. Można się pokusić o stwierdzenie, że choć sceny wspólne z Gaelem Garcíą Bernalem należały do udanych, to postać Gastona była pusta. Przez całe 102 minuty filmu aktor nie wyrażał ekspresji mimiką, a jego postaci brakowało autentyczności. Ruch, postawa ciała czy ton głosu ulegały zmianom, ale twarz pozostała tekturowa. Odstawał od Mariany Di Girólamo i nawet smutne oczy czy krzyk nie były w stanie tego zmienić.
Podobna relacja zachodzi między drugą parą, graną przez Paolę Giannini i Santiago Cebrerę. Postać Raquel wydaje się zdecydowanie bardziej dopracowana, a relacje w które wchodzi są zdecydowanie głębsze od tworzonych przez Anibala. Ich wspólny wątek został potraktowany nieco po macoszemu, co daje wrażenie, że jako para nie stanowili tak istotnego elementu jak ich indywidualne charaktery.
Ogólne wrażenia o konstrukcji fabuły i reżyserii
W tym filmie nie ma miejsca na nudę, ani na oddech. Jest to jedna z tych produkcji, po których wychodzi się zmęczonym, ale nie znużonym. "Ema" to obraz, który opowiada zamkniętą historię, wzbudzając przy tym nie mały szok. Film ma zarysowaną oś fabularną, kilka wątków i plot twist na końcu, który nie powinien pozostawiać złudzeń co do jego interpretacji, a jednak dalej pozostaje jakaś niepewność i niedowierzanie w to, co właśnie rozegrało się na ekranie. Można odnieść wrażenie, że w niektórych momentach bardziej istotna dla twórców była strona wizualna, którą dopracowali ze szczególną dokładnością, niż rozłożenie akcji.
Efekty audiowizualne w filmie Pabla Larraina
"Ema" to sekwencja żywych, pociągających obrazów, od których trudno oderwać wzrok. Tworzą je przede wszystkim kolorystyka oraz muzyka. Bohaterowie zostali ucharakteryzowani i ulokowani w scenerii , z którym w teorii powinni się gryźć i w wzajemnie wykluczać. Mieli nie pasować i odstawać, być inni, a jednak to właśnie te połączenie sprawiło, że są hipnotyzujący i o dziwo spójni.
Podobny efekt daje taniec, który stanowi dopełnienie całego obrazu. Reggaeton w tym filmie, to nie tylko muzyka, reggaeton to powietrze, w rytm którego trzeba oddychać, bo tylko ono jest w stanie utrzymać przy życiu. Ruch jest czystym żywiołem, którego okiełznanie daje niesamowite efekty, lecz stłamszenie wywołuje pożar nie do ugaszenia.
Czy warto zobaczyć "Emę"?
"Ema" nie jest filmem, którego historię można opowiedzieć nie zdradzając ostatniej sceny, w której wszystkie wątki łączą się w całość. Trudno jest wyrazić jednoznaczną opinię na jego temat i w zależności od punktu, na którym skupimy uwagę, film wzbudza różnorodne emocje. Na pewno warto go zobaczyć, ponieważ nie jest to kino, o którym zapomina się zaraz po zakończeniu seansu.
Zobacz też: Recenzja "Szarlatana" - nowego filmu Agnieszki Holland
Karolina Kwiatek
Film zobaczyłam w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe